Recenzje tę dedykuję pewnej bardzo ważnej mi osobie...
Star Wars. Tales of the Jedi: Dark Lords of the Sith to treściwa seria komiksowa autorstwa Toma Veitcha, Kevina J. Andersona oraz rysunkami autorstwa Chrissa
Gossetta i Arta Wetherella, która była publikowana na łamach wydawnictwa Dark
Horse Comics, od 1 października 1994 roku do 14 marca 1995 roku. W Polsce
niestety nie doczekała się ona swojego wydania.
Opis:
W głębi galaktycznej przestrzeni głupi i arogancki młody Jedi budzi starożytną śmiertelną moc. To uwodzicielskie zło prowadzi go ścieżką, która uczyni go Mrocznym Lordem Sithów, a jego ciemna moc sprawi, że sama galaktyka zadrży.
Przyznaję
się bez bicia, że jest to moje drugie podejście do tej niełatwej dla mnie
recenzji, pierwsza miała być o wiele dłuższa i opisywała bardzo szczegółowo to,
co znaleźć mogliśmy w komiksach, lecz w pewnym momencie pomyślałem...
"Hej? Po co to wszystko? Przecież nikt nie chce czytać streszczeń z
dopiskami o opinii, to nudne." Dlatego też, zamiast szastać spoilerami, pozwolę Wam samym poznać tę komiksową serię, a tutaj opowiem wam tylko o moich odczuciach,
co do poszczególnych zeszytów serii, więc lecimy!
Zeszyt 1:
Masters and Students of the Force
Nazwa jak na
gwiezdnowojenne standardy dość banalna. Można wręcz powiedzieć, że jest to swoisty
wzór dla tytułów powieści czy też komiksów, bo pasuje niemalże do wszystkiego,
co znaleźć możemy w tym uniwersum. Jednak dajmy już temu biednemu tytułowi
spokój i przejdźmy do właściwej oceny tego, co najważniejsze, czyli zawartości, a w
niej znajdziemy kawał naprawdę dobrej, nie fantastycznej, ale dobrej historii.
Dynamika akcji nie pozostawia nam nawet chwili na
oddech, co z jednej strony jest zaletą, ale z drugiej wadą, bowiem można się
przy czytaniu solidnie zmęczyć, a wręcz do całego cyklu na starcie zrazić!
Również postacie, choć miały stosunkowo mało czasu w porównaniu do dynamiczności
fabuły na rozwój, zostały przedstawione wręcz idealnie. Tutaj bardzo pochwalić
muszę sposób przedstawienia Exara Kuna oraz jego mistrza Jedi Voodo-Siosk Baaka, nie da się ukryć, że scenarzysta solidnie się do tego przyłożył, co owocuje już w kolejnych numerach.
Zeszyt 2:
The Quest
for the Sith
Tytuł
przynoszący na myśl wielkie nadzieje, co do treści, na nasze nieszczęście
złudne. Nie znajdziemy tu bowiem, ani za dużo samych Sithów, ani wielkich
tajemniczych, jak i również niebezpiecznych zadań, zamiast tego otrzymujemy dość
spory konflikt, ukazanie nowych sztuczek Mocy oraz kawałek może nie tak
obiecującej treści, jak wskazuje na to sama nazwa, ale nadal dobrej i
umiejącej przyciągnąć czytelnika.
Zeszyt 3:
Descent to the Dark Side
No, czego
to, tu nie było, co się nie działo: zamachy, wybuchy, ostre walki, odkrywanie
sekretów Sithów. No cóż, jednym słowem uniwersalny komiksowy
sandbox. Bierzesz to, co chcesz i po prostu cieszysz się kawałkiem dobrej
opowieści. Spokojnie można czytać tenże zeszyt na fragmenty, zalecałbym
nawet takie rozwiązanie, bo przy tym wszystkim można się pogubić, zwłaszcza że
panuje tu spory bałagan, a uporządkowanie całości wydarzeń, nie oszukujmy się po
prostu leży. Gdyby nie to z czystym sumieniem mógłbym przyznać temu tomowi
pewne pierwsze miejsce w zestawieniu najlepszych komiksów tejże serii, a tak
niestety otrzymuje on drugie zaszczytne miejsce. Kiedy zaś poruszane są kwestie
fabularne, mym obowiązkiem, pozostaje ponowne wspomnienie o tym, jak bardzo
dobrze rozpisani zostali tutaj bohaterowie i choć zapewne mówię to do
znudzenia, scenarzysta wykonał kawał dobrej roboty.
Zeszyt 4:
Death of a
Dark Jedi
Po tak
solidnym miszmaszu poprzednich zeszytów logicznym pozostaje fakt, iż przydałby
się nam odpoczynek i lekkie "zwolnienie" dynamiki fabuły i o ile dla
czytelnika, który przeczytałby ten numer, jako pierwszy byłby on nad wyraz
dynamiczny, to, tak dla tego, kto przeczytał poprzednie tomy, będzie to, swoista
ulga i czas na pozbieranie myśli. Zeszyt ten również dobitnie ukazuje jak po
prostu nierozważni, potrafią być niekiedy nawet inteligentni ludzie. Właściwie
cała historia to jeden wielki festiwal głupich decyzji prowadzących bohaterów do
upadku.
Zeszyt 5:
Sith Secrets
Półfinałowy, że to tak określę numer, nieuchronnie prowadzący nas do zakończenia. Ponownie wrzuceni jesteśmy w wir dynamicznych wydarzeń, będących konsekwencjami
jak przed chwilą pisałem głupich decyzji głównych charakterów. Sama historia
nie odbiega jakościowo od reszty, ale do najlepszych również nie należy, co
zauważamy już po pierwszych kilku stronach.
Zeszyt 6:
Jedi Assault
Wielki finał! No, niestety nie taki wielki jak można, się tego
po Dark Lords of the Sith spodziewać. Sytuację ratują
tylko i wyłącznie ostatnie strony, bez nich zaś na pewno byłby to najgorszy
zeszyt. Mimo wszystko jednak scenarzysta utrzymał to wszystko na mniej więcej
równym poziomie, za co dostaje ogromnego plusa. Fani Sithów, do których również się wliczam, co osobiście gwarantuje, nie poczują się
mimo wszystko zawiedzeni, powiedziałbym nawet, że czytanie całości dla tych
ostatnich stron jest naprawdę opłacalne.
Rysunki:
Rysunki:
Zapewne większość z Was zauważyła, że nie wspomniałem do tej pory ani
słowem o rysunkach, będących przecież jednym z najważniejszych, jak nie
najważniejszym elementem każdego komiksu, niezależnie od marki. Spokojnie, nie
zapomniałem o nich. Postanowiłem tylko poruszyć tę kwestię na koniec, bo cała seria
rysunkowo pozostaje spójna, więc nie ma sensu sześć razy pisać o tym pod każdą
opinią na temat danego zeszytu. Więc szata graficzna serii jest, hmm, dobra. Nie przepadam za tą kreską, o wiele bardziej wolę nowo kanoniczne obrazki, ale
trzeba wziąć pod uwagę fakt wieku komiksów wynoszący ponad 20 lat! Więc trudno
mieć jakiekolwiek pretensje na tymże polu.
Podsumowując, polecam komiks każdemu poszukującemu dobrej opowieści na długie upalne dni (najlepiej na piaszczystej plaży nad morzem), niemniej radziłbym wpierw zapoznać się z poprzednimi seriami spod sztandaru Tales of the Jedi, recenzowanymi już w ramach naszej serii Odkrywamy Legendy. Jest to o tyle istotne, że nie da się bez tego zbytnio zorientować w wydarzeniach opisanych na łamach historii.
Ogólna ocena: 7/10
Fabuła: 7/10
Rysunki: 6/10
Szczegóły:
Tytuł: Star Wars Tales of the Jedi: Dark Lords of the Sith
Autorzy: Tom Veitch, Kevin J. Anderson
Rysunki: Chriss Gossett, Art Wetherell
Wydawnictwo: Dark Horse Comics
Data premiery: 1 lutego 1996
Liczba stron: 160
Oprawa: miękka
Cena: 17,95 USD
Podsumowując, polecam komiks każdemu poszukującemu dobrej opowieści na długie upalne dni (najlepiej na piaszczystej plaży nad morzem), niemniej radziłbym wpierw zapoznać się z poprzednimi seriami spod sztandaru Tales of the Jedi, recenzowanymi już w ramach naszej serii Odkrywamy Legendy. Jest to o tyle istotne, że nie da się bez tego zbytnio zorientować w wydarzeniach opisanych na łamach historii.
Ogólna ocena: 7/10
Fabuła: 7/10
Rysunki: 6/10
Szczegóły:
Tytuł: Star Wars Tales of the Jedi: Dark Lords of the Sith
Autorzy: Tom Veitch, Kevin J. Anderson
Rysunki: Chriss Gossett, Art Wetherell
Wydawnictwo: Dark Horse Comics
Data premiery: 1 lutego 1996
Liczba stron: 160
Oprawa: miękka
Cena: 17,95 USD
Jesteście ciekawi jakie publikacje zrecenzowaliśmy dla Was w ramach Odkrywamy Legendy (o której przeczytacie więcej tutaj>>)? Oto spis treści (w nawiasie podaliśmy rok, w którym, toczy się akcja danej publikacji):
- [ok. 25 793 BBY] Star Wars. Świt Jedi: W nicość
- [25 793 BBY] Star Wars. Dawn of the Jedi: Force Storm
- [25 793 BBY] Star Wars. Dawn of the Jedi: Prisoner of Bogan
- [25 793 BBY] Star Wars. Dawn of the Jedi: Force War
- [5000 - 2975 BBY] Star Wars: Zaginione plemię Sithów
- [5 000 BBY] Star Wars. Opowieści Jedi: Złoty wiek Sith
- [4 990 BBY] Star Wars: Upadek Imperium Sith
- [4 000 BBY] Star Wars. Opowieści Jedi: Dawni rycerze
- [3 998 BBY] Star Wars. Tales of the Jedi: The Freedon Nadd Uprising
Szkoda, że nie wydany w Polsce.
OdpowiedzUsuń