W serii Odkrywamy Legendy przybliżymy Wam książki i komiksy, które obecnie należą do nierozwijanego już uniwersum Legend. Legendy były stale rozwijane od 1977 roku aż do 2014 roku, czyli niemal 40 lat! Expanded Universe (EU), bo właśnie tak wtedy nazywały się Legendy, musiały wielokrotnie dostosowywać się do zmian w kanonie seriali i filmów. Okres ten zakończył się w 2014 roku, gdy po dwóch latach od przejęcia marki przez Disney, firma ogłosiła powstanie Nowego Kanonu. Publikacje z EU zaczęły być wydawane pod złotym szyldem LEGENDY. Mimo tego, że historie wydane w ramach EU nie zawsze były spójne, to ten okres zaowocował mnóstwem książek i komiksów, które obejmowały ponad 25 000 lat we wszechświecie Gwiezdnych wojen. Odkrywamy Legendy, to seria, która pozwoli Wam lepiej zapoznać się z Legendami i być może zachęcić Was do zapoznania się z dawnym kanonem. Naszą przygodę zaczynamy z erą Starej Republiki.
Era Starej Republiki trwała od około 25 000 BBY aż do roku 1 000 BBY, rozpoczyna się w momencie założenia Starej Republiki Galaktycznej i trwa do czasu wojny o Ruusan i początkach rewolucji Dartha Bane'a. Okres ten przedstawia największe konflikty pomiędzy Sithami a obrońcami Republiki Galaktycznej, rycerzami Jedi.
Opis:
ZABIERAMY CIĘ KU POCZĄTKOM JEDI! Twórcy serii - John Ostrander i Jan Duursema - przemieścili się z przyszłości Gwiezdnych wojen (Dziedzictwo) do początków odległej galaktyki, by odkryć mityczną epokę genezy Jedi. To era prawdziwych Legend w Gwiezdnych wojnach! Poczynając od numeru pierwszego Dawn of the Jedi to doskonała propozycja dla każdego fana Gwiezdnych wojen! Oto wasze pierwsze spojrzenie na Gwiezdne wojny sprzed 25000 lat - zanim pojawiły się miecze świetlne, kiedy więzi Mocy były nowe i zanim Jedi rozprzestrzenili się po galaktyce. Wszystko zaczęło się wraz z tajemniczymi, piramidalnymi statkami - Tho Yor - rozsianym ku ośmiu krańcom galaktyki, a skończyło się wraz z ustanowieniem Zakonu, który zmienił uniwersum już na zawsze. Na planecie Tython, w centrum galaktyki, zakon wojowniczych mnichów stara się utrzymać pokój i równowagę tajemniczej siły, zwanej Mocą. Ale nadchodzi nieznajomy - ten, który zniszczy zarówno pokój, jak i równowagę, po czym otworzy galaktykę na odkrycia i podbicia. To tutaj wszystko się zaczyna!
Tak jak w przypadku książki Star
Wars. Świt Jedi: W nicość, o której pisaliśmy tutaj>>> znów trafiamy do tajemniczych, dziwnych
i niebezpiecznych czasów ery przedrepublikańskiej gdzie w
galaktyce swą władzę twardej ręki niepodzielnie sprawuje bezlitosne
nietolerujące sprzeciwu Bezkresne Imperium Rakatan, Właściwie
błędem nie będzie stwierdzenie, że Dawn of the Jedi stanowi
pośrednią kontynuacje wydarzeń z W nicość mimo iż
książka powstała znacznie później.. Jednakże wstęp pierwszego zeszytu,
co mnie niezmiernie cieszy, nie wprowadza nas od razu bezpośrednio do
głównej fabuły a przybiera formę retrospekcji wydarzeń, kiedy to tajemnicze
statki Tho Yor wyruszają w osiem stron galaktyki w
poszukiwaniu wrażliwych na Moc istot. Istoty te sprowadzą na zanurzoną głęboko w Mocy, otoczoną przez dwa księżyce: Ashlę i Bogana, pełną
niebezpieczeństw planetę Tython. Jak zapewne wiecie, ta planeta na zawsze odmieni losy
uniwersum dając zalążek zakonowi Jedi. W następnej kolejności
zostajemy przeniesieni na piękną, pełną oceanów planetę dwóch słońc zwaną... Tatooine oblężoną i pokonaną przez siły imperialne,
które w niedalekiej przyszłości dopuszczą się straszliwej zbrodni sprowadzając ten niegdyś pełen życia wodnisty świat do stanu, jaki znamy z oryginalnej
trylogii. To właśnie tam poznajemy głównego antagonistę serii służącemu Predorowi
Tul'karowi psa Mocy imieniem Xesh, który niebawem po
spotkaniu z Over-Predorem Skal'nassem zostanie wysłany na
niebezpieczną misję odnalezienia silnej Mocą planety w Głębokim Jądrze. Na tym
kończy się pierwszy zeszyt, który trzeba przyznać jest bardzo dobry, chociaż
tak odległy od znanych nam filmów i ich ducha. Rysunki cieszą oko i nie są męczące,
co w przypadku niektórych komiksów, zwłaszcza tych starszych stanowi dość spory
problem.
Drugi zeszyt: Nie
zaczyna się już z takim przytupem jak poprzedni, a jest bezpośrednią kontynuacją
pierwszego. Na obrzeżach układu Tython baza, a raczej stacja
kosmiczna, odbiera sygnał pochodzący z poza układu. Na początku wszyscy myślą,
iż to jeden z ich starych statków wrócił do domu, nie wiedzą jednak, w jakim
strasznym są błędzie, ani jakie zagrożenie stanowi dla nich ten jeden sygnał, w
którego ślad rusza mistrz Je'daii Hawk Ryo. Przeprawa przez Głębokie Jądro nie jest łatwa, jeżeli nie posiada się map gwiezdnych, a jedynym
kompasem jest Moc. Nic też dziwnego, że Devouer, statek
gwiezdny Predora Tul'kara, rozbił się tuż nad celem
podróży, czyli Tythonem. Jak już pisałem jest to planeta silnie
skąpana w Mocy, więc pojawienie się intruza i to do tego silnego w ciemnej
stronie przyniesie za sobą konsekwencje w postaci burz Mocy oraz
zdziczenia oswojonych bestii, jednakże zanim to się stanie trójka naszych
głównych bohaterów doznaje tajemniczej wizji: Shae podczas
próby ujarzmienia swojego smokorancora imieniem Butch. Swoją drogą nie wiem, co podkusiło autora do pomysłu stworzenia R
A N C O R A z smoczymi skrzydłami, ale mniejsza. Tasha, córka
jednego z bardziej znaczących przestępców na Shikaakwa podczas
spotkania z ojcem oraz Sek'noss - podczas ćwiczeń. Wszyscy oni
widzą istotę od stóp do głowy zakutą w pancerz trzymającą dziwną
energetyczną niespotykaną dotąd broń. Ta iluzja, czy też bardziej wezwanie, zmusza ich do opuszczenia swoich siedzib i ruszenia w stronę miejsca katastrofy. Na miejscu spotykają psa Mocy gotowego pozbawić życia każdego,
kto stanie mu na drodze.
Drugi zeszyt obfitował w wiele dziwnych zjawisk i potworów, chociażby ten nieszczęsny rancor z skrzydłami, który prawdę mówiąc wygląda okropnie. Ogólnie rysunki w tym zeszycie wydają się lekko niedopracowane i nieprzemyślane, co jest dla mnie zaskoczeniem patrząc na poprzedni numer. Najbardziej boli wygląd Sithów (rasy, nie mylić z zakonem) oraz Twi'leków, możliwe, że to tylko moja opinia, a innym taka kreska odpowiada, dajcie znać w komentarzach, co o niej sądzicie. Fabularnie nie mam żadnych zastrzeżeń opowieść jest bardzo wciągająca, czyta się ją jednym tchem i można nieźle się przy niej bawić, zwłaszcza w tak paskudną listopadową pogodę.
Drugi zeszyt obfitował w wiele dziwnych zjawisk i potworów, chociażby ten nieszczęsny rancor z skrzydłami, który prawdę mówiąc wygląda okropnie. Ogólnie rysunki w tym zeszycie wydają się lekko niedopracowane i nieprzemyślane, co jest dla mnie zaskoczeniem patrząc na poprzedni numer. Najbardziej boli wygląd Sithów (rasy, nie mylić z zakonem) oraz Twi'leków, możliwe, że to tylko moja opinia, a innym taka kreska odpowiada, dajcie znać w komentarzach, co o niej sądzicie. Fabularnie nie mam żadnych zastrzeżeń opowieść jest bardzo wciągająca, czyta się ją jednym tchem i można nieźle się przy niej bawić, zwłaszcza w tak paskudną listopadową pogodę.
Trzeci zeszyt: Rozpoczyna
się krótkim wstępem w postaci rozmowy mistrza najprawdopodobniej z uczennicą,
która wyczuwa czyjąś śmierć i jest tym faktem zaniepokojona. Możliwe, iż jest
to nawiązanie do katastrofy okrętu Rakatan. Idealnie
w tym samym czasie na miejscu katastrofy toczy się walka na śmierć i życie
między Je'daii a psem Mocy, który okazuje
się być potężniejszy niż nasi bohaterowie mogli się spodziewać, ponieważ z
łatwością rozkłada ich wszystkich na łopatki, nawet wtedy, gdy traci swą
tajemniczą broń. Po buncie ich własnych stworów ostatkiem sił udaje
im się jednak strącić Xesha w przepaść, a sami uciekają
do miejsca zwanego Abys of Ruh. Na miejsce batalii po
jakimś czasie docierają również mistrzowie Je'daii jednakże na
próżno. Nie zastają oni, bowiem już ani naszych młodych wojowników, ani
pomiotu Rakatan, a jedynie rozwścieczone, zdziczałe bestie ich
własnych podopiecznych, które udaje im się po krótkiej potyczce uspokoić.
Zeszyt kończy się słowami Dagena Loka uwięzionego na Boganie,
który widząc burzę Mocy na planecie wyczuwa sposobność do zyskania
potęgi. Chociaż historia opisana w tym numerze jest pełna akcji i czyta się ją
jednym ciągiem, to trzeba przyznać, iż popełnia on błędy drugiego zeszytu w
postaci strasznych rysunków niektórych ras oraz braku dynamizmu w scenach walki,
co solidnie utrudnia ich interpretację. Co również jest błędem i trzeba to
podkreślić w tej opowieści na próżno szukać jakichkolwiek przemyśleń czy
momentów budujących bohaterów, chociaż by w postaci retrospekcji, które w
poprzednich dziełach były dość powszechnym zabiegiem? Z przykrością stwierdzam,
iż jest to niezaprzeczalnie najgorszy numer serii.
Czwarty zeszyt:
Sytuacja staje się
coraz bardziej rozpaczliwa, Tython pogrążony jest w mroku
ciemnej strony w postaci burzy Mocy, trójka Je'daii przepadła
bez wieści, a ład stworzony przez zakon może zostać zagrożony przez przybysza
spoza układu z niewiadomymi intencjami. W Akar, Kesh toczy się
żarliwa debata rady Je'daii. Tym czasem w mrokach jaskiń w mało
znanej części planety ukrywają się dręczeni przez liczne wizje Mocy główni
bohaterowie poszukiwani przez swych mistrzów. Pod wpływem miecza Mocy skaczą sobie do gardeł poddając się bratobójczej walce, a uwięzionego w pajęczynie, dręczonego przez liczne potwory Xesha dręczą
wspomnienia chwili katastrofy, kiedy zamordował swego pana, oraz reszty jego
poprzedniego życia, kiedy zmuszony był zabijać. Tylko dzięki treningowi udaje
mu się oswobodzić z więzów i uniknąć śmierci z rąk bestii. Sytuacja zmienia się
coraz szybciej, łut szczęścia, a raczej nieszczęścia sprawia, że natyka się na
swych wrogów. Jednak tylko ich zjednoczone siły mogą powstrzymać potwora
czyhającego na ich życie. Co można jeszcze o tym powiedzieć? A to, że jest to
moim zdaniem najlepszy zeszyt w tym zestawieniu posiada wszystko to, czego
poszukiwałem w tej serii od samego początku. Wartką akcję, dynamikę, rozbudowę
bohaterów i wiedzę. Niestety chociaż rysunki dalej nie przypadają mi do gustu
a inne niż ludzie rasy posiadają straszną kreskę to w blasku fabuły można
spokojnie to niedociągnięcie wybaczyć.
Piąty zeszyt: Jest to ostatnia opowieść z tego mini
cyklu pełnego dziwnych, ciekawych, ale i nudnych niekiedy zdarzeń. Koniec naszej
przygody zaczyna się pełną parą, bowiem trafiamy w sam środek dość nieciekawej
dla naszych bohaterów sytuacji, kiedy to latający rancor zostaje
ranny i nie zdolny do dalszej podróży, a młodzi Je'daii ramię w
ramię z ich byłym, wrogiem mężnie stawiają czoła okrutnej
bestii. Jednakże Xesh nie wydaje się zbyt chętny do walki, co
w sumie nie dziwi patrząc na wydarzenia z jego przeszłości, ale po krótkiej
dygresji oczarowany widokiem ich odwagi i pewnej rudowłosej damy postanawia
jeszcze i ten raz stawić czoła niebezpieczeństwu. Wraz z przybyłymi mistrzami
włącza się do walki zabijając męczącą ich marę. Nie kończy się to dla niego
jednak zbyt szczęśliwie, bowiem zostaje zaatakowany przez Quana-Janga. Potyczka
owocuje ciężkimi obrażeniami dla obu panów i pobytem w Mahara kesh, czyli świątyni
leczenia. Po paru dniach rada po zbadaniu byłego już psa Mocy postanawia
wygnać go na Bogan, gdzie ma się oczyścić z oddziaływania ciemnej
strony. Tak piąty a zarazem ostatni zeszyt pełen akcji dobiega do
finału. Na plus zasługuje fakt, iż zamknięte tu zostają wszystkie wątki, co nie
zdarza się zbyt często.
Podsumowując:
Seria zadziwia swoimi
rozwiązaniami i pomysłami, to lepszymi to gorszymi. Faktem jest, że każdy fan
może znaleźć tu coś dla siebie, nawet ten, co nie zgłębiał się wcześniej w
okres Starej Republiki. Jest to idealna baza dla kolejnych opowieści oraz dla tych,
co dopiero rozpoczynają swą przygodę z komiksami.
Ogólna ocena: 8/10
Fabuła: 9/10
Rysunki: 6/10
Szczegóły:
Tytuł polski: Star Wars. Świt Jedi: Burze Mocy
Tytuł oryginalny: Star Wars: Dawn of the Jedi: Force Storm
Tytuł oryginalny: Star Wars: Dawn of the Jedi: Force Storm
Autorzy: John Ostrander
Rysunki: Jan Duuresma
Wydawnictwo: Dark Horse Comics
Data premiery: 12 grudnia 2012
Data polskiej premiery: Brak wydania PL
Data polskiej premiery: Brak wydania PL
Liczba stron: 128
Oprawa: miękka
Oprawa: miękka
Cena: 18,99$
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!
Niech Moc będzie z Tobą!