Alphabet Squadron jest pierwszą częścią zapowiedzianej trylogii. Oczekiwania były spore, bo raz, że autor udowodnił, że pisać gwiezdnowojenne książki potrafi, a dwa, to dopiero druga trylogia po serii Koniec i początek Chucka Wendiga. Jak, nazywana w niektórych kręgach Eskadra Abecadło, wypadła?
Akcja dzieje się niedługo po bitwie o Endor. Nowy porządek w postaci rodzącej się Nowej Republiki musi sobie poradzić z imperialnymi uciekinierami, wśród których jest niejaka Yrica Quell z niesławnej elitarnej jednostki TIE Fighterów Shadow Wing. Z racji tego, że jej była jednostka ostatnio daje się mocno we znaki siłom Republiki, wywiad zwycięzców znad Endoru daje Yrice propozycję nie do odrzucenia - pomóc zniszczyć Shadow Wing.
Pierwsza i zasadnicza sprawa - to pierwsza część trylogii, więc nie ma co się tu nastawiać na jakieś fajerwerki. Jest tutaj dużo wprowadzania w nowe realia i przedstawienia postaci. A jest ich sporo, bo poza samą Yricą jest jeszcze czterech osobników, którzy staną się członkami tytułowej eskadry, szef wywiadu Nowej Republiki, dowództwo elitarnego oddziału TIE... znalazło się też miejsce dla Hery Syndulli, której rola jednak sprowadza się do bycia standardowym generałem na odprawach (chociaż nie powiem, jej przemyślenia o dawnych czasach coś w sobie mają). Sami członkowie eskadry to postacie z krwi o kości, żadni praworządni bohaterowie, tylko osobnicy mający coś na sumieniu i którzy popełnili wiele błędów w życiu. Dość powiedzieć, że sama Yrica to przecież uciekinier z Imperium, a jest jeszcze niejaki Nath, który także zwiał z armii (chociaż z zupełnie innych powodów). Są jeszcze Wyl i Chass (zwłaszcza ta ostatnia ze swoim charakterkiem rozbija bank), ostatni członkowie swoich oddziałów zmasakrowanych przez Imperium oraz Kairos, o której totalnie nic nie wiadomo poza tym, że raczej nie jest rasy ludzkiej.
Dosyć dużo uwagi poświęcono rzeczywistości po Endorze, a konkretnie operacji Popiół, która była swoistą zemstą zza grobu Imperatora. Z innych powiązań, to książka była reklamowana jako crossover z serią komiksową TIE Fighter, chociaż jak dla mnie to spore nadużycie, bo poza dwoma, trzema postaciami i paru wzmiankach obie pozycje nie mają ze sobą za wiele wspólnego (to tak, jakby nazwać crossoverem powiązanie jakichkolwiek książek obecnie). Inną wadą jest styl pisania autora. Freed lubi opisywać sceny batalistyczne i robi to aż za szczegółowo. Co do scen walki, to jest jedna dość duża, ale dopiero na sam koniec książki, co dla niektórych może być odpychające. Osobiście nie polubiłem także pewnej sceny, w której nie bardzo zrozumiałem o co chodzi i po co miała miejsce.
Mimo wszystko jednak Alphabet Squadron jest udaną książką. Postacie są wyraziste i w miarę naturalne, a tona różnych informacji o rzeczywistości po Endorze zaspokoi każdego maniaka gwiezdnowojennego lore.
Ogólna ocena: 8/10
Fabuła: 7/10
Opisy: 8/10
Postacie: 9/10
Szczegóły:
Tytuł: Star Wars: Alphabet Squadron
Autor: Alexander Freed
Wydawnictwo: Del Rey
Data premiery: 11 czerwca 2019
Liczba stron: 408
Oprawa: twarda
Cena: 28,99$ / 76,10 PLN
Gdzie kupić:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!
Niech Moc będzie z Tobą!