Patrząc na stan obecnych arców komiksowych uważam, że rozsądniej byłoby wydać wszystkie części danej historii od razu albo w krótszych odstępach. Bo czekanie miesiąca na kolejną część skutecznie wybija z rytmu i przynosi tylko rozczarowanie.
Nie inaczej jest w kolejnej części głównej serii. Drużyna pod dowództwem Lei dalej niszczy od środka Shu-Torun, a Luke musi się użerać z partyzantami z Jedhy, którzy mają własne poglądy na temat tego, co się powinno stać ze zdrajcami. I w zasadzie wątek Lei można olać, bo nic nie wnosi. Luke orientuje się, że partyzanci nie bardzo chcą słuchać rozkazów i będą kulą u nogi. Na domiar złego do wszystkiego miesza się Imperium z pewnym nakoksowanym oficerem z metalową protezą ręki na czele. Żeby było zabawniej, można się spodziewać powrotu oddziału SCAR, który zdążył wysłać informacje o ataku na Shu-Torun komu trzeba. To tyle na temat fabuły, bo nic więcej nie da się powiedzieć, tak kiepsko to zaplanowano.
Mam dziwne wrażenie, że za tła odpowiada ktoś inny niż standardowy rysownik. Dobitnie to widać na jednym z pierwszych kadrów, gdzie tło jest narysowane poprawnie, za to budowla... wygląda na po prostu wklejoną. No i jest nieco ciemniej niż zazwyczaj, nie wiem z czego to wynika.
Zeszyt generalnie nudny, poza faktem, że partyzanci postanawiają przestać grać w kotka i myszkę oraz że Imperium postanawia interweniować. Nie bardzo się orientuję w polityce wydawniczej ale nie wiem, jaki jest sens takie postępowania w wydawaniu zeszytów w dziwnych odstępstwach (pocieszające, że na ciąg dalszy nie trzeba długo czekać).
Ogólna ocena: 6/10
Fabuła: 6/10
Rysunki: 7/10
Postacie: 6/10
Szczegóły:
Tytuł: Star Wars #65: The Scourging of Shu-Torun, Part IV
Autor: Kieron Gillen
Rysunki: Angel Unzueta
Wydawnictwo: Marvel Comics
Data premiery: 1 maja 2019
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!
Niech Moc będzie z Tobą!