Przyznaję się – spóźniłem się. I to nawet nie dlatego, że nie
miałem czasu przeczytać numeru, bo do kwietnia byłem na bieżąco. Obawiałem się,
że ciężko będzie napisać coś nowego o kolejnych numerach, ze względu na długość
zeszytów, ale też BARDZIEJ ze względu na – i tu bardzo dobra wiadomość dla
czytelników, którzy zalegają z serią trochę bardziej niż ja – zadziwiająco
równy poziom, jaki prezentują kolejne odcinki. Mimo mojego karygodnego
spóźnienia mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca, aby poznać moje
przemyślenia na temat numeru drugiego THR, i podzielicie się własnymi w
komentarzach. Standardowo ostrzegam przed spoilerami.
Numer drugi, jak moglibyście się spodziewać, w
przeciwieństwie do poprzedniego nie jest już mini-historią służącą do
wprowadzenia w sytuację i bohaterów. I tak wita nas Keeve, już po
pokrzepiającym momencie jedności Jedi, znów z wątpliwościami dotyczącymi
własnych umiejętności, próbująca stłumić je ironicznymi komentarzami na temat
filozofii jej Zakonu. Podoba mi się, że ma ona ten ludzki pierwiastek w
czasach, w których rycerze Jedi są kreowani na nieomylnych strażników
wszystkiego, opisani w samych superlatywach. Gwoli ścisłości rozumiem czemu tak
jest i nie miałem tutaj intencji dogryzienia tej koncepcji – w końcu ta era ma
być erą szczytu świetności Jedi i ich pieczy nad Galaktyką. Po prostu dobrze,
że autorzy jednocześnie nie pozostają przy tym naiwni, tworząc wiarygodne
postacie, które mają swoje wewnętrzne rozterki u progu podjęcia tego jakże
odpowiedzialnego zadania.
Znów kontynuowany jest wątek Sskeera, z którym ewidentnie
jest coraz gorzej. Ja już w pierwszym numerze domyślałem się co konkretnie, i
to bez znajomości wydarzeń ze Światła Jedi (recenzja tutaj>>), jednak ciężko byłoby to przeoczyć wiedząc,
kim są główni antagoniści epoki i jakie mniej więcej mogą być metody ich
działania. Poza tym ciekawie przedstawiają się bliźniacy Terec i Ceret, którzy
są z tego co rozumiem kolektywnym, niebinarnym umysłem. Trochę przypominają mi
Datę ze Star Treka, jednak wydają się być bardziej infantylni i mniej idealni.
No i oni są istotami organicznymi,
chociaż w żadnym razie nie chcę odbierać człowieczeństwa kochanemu
Dacie. Jeśli zapoznaliście się już z sylwetkami protagonistów The High Republic
lub z Próbą odwagi i lubicie gościnne udziały to będzie taki jeden,
specjalnie dla Was. :)
Jako wprowadzenie do dalszych wydarzeń pojawia się statek
kryminalistów pod przywództwem Hutta, z którego został tylko trup, zresztą jak
z każdego innego załoganta. A propos, często pojawiają się znane gatunki jak
Niktoanie czy Gamorreanie, których wykonanie, zresztą jak każdego rysunku w
numerze, zostawia bardzo pozytywne odczucia (design Nihila czy szału Sskeera,
koocham). Także brawa dla Ario Anindito za trzymanie cudnego poziomu. Myślę, że
zostanie on wzorem do naśladowania dla innych rysowników Marvela. Cavan Scott
jak zwykle solidnie konstruuje narrację, która kawałek po kawałku odkrywa
dalsze karty intrygi, która się tutaj rysuje, wciąż utrzymując naszą uwagę i
skłaniając do przemyśleń „co się stanie dalej?”. Zeszyt kończy się straszliwym
cliffhangerem, za co możecie scenarzystę przeklinać, albo docenić, ale z
pewnością jest to zabieg, który spotęguje oczekiwanie na ciąg dalszy. Jednym
słowem, nie owijając w bawełnę – POLECAM.
Ocena: 9/10
Fabuła: 8/10
Rysunki: 10/10
Postacie: 8/10
Recenzje poprzednich numerów:
Szczegóły:
Tytuł: Star Wars. The High Republic #2
Autor: Cavan Scott
Rysunki: Ario Anindito
Wydawnictwo: Marvel
Data premiery: 3 lutego 2021
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka
Cena: 3,99 USD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!
Niech Moc będzie z Tobą!