Recenzja: Star Wars Adventures: Return to Vader's Castle

Ostatni dzień października. Halloween, Dziady, jak zwał tak zwał - grunt, żeby było strasznie. Z tego powodu po raz drugi dostajemy straszne historyjki z odległej galaktyki.
Tak jak poprzednio mamy do czynienia z główną historią i mięskiem, czyli właściwymi opowieściami z dreszczykiem. Główna historia niestety znowu nie grzeszy jakością, bo kolejny raz rebeliant włamał się do zamku Vadera (serio, Sithowie chyba skąpią na ochroniarzach), ale tym razem został złapany, a jego oprawca, niejaki Vanee (sługa Vadera, który pojawił się w Łotrze 1) raczy go strasznymi opowieściami. Żeby było ciekawiej, każda z nich ma jakąś pokrętną lekcję typu "tylko szaleńcy udają się do takich miejsc" albo "trzeba zasłużyć na szacunek". A same historyjki?

Pierwsza z nich opowiada o grupce młokosów, którym zamarzyło się być piratami i w ramach testu mają przeżyć noc na Lotho Minor, gdzie grasuje Maul ze stylowymi pajęczymi odnóżami. Strasznie jest tylko na początku, gdy nie wiadomo co się dzieje, bo gdy pojawia się Maul to dostajemy szybszą akcję, co rujnuje klimat. Pocieszające jest to, że Maul ma specyficzny sposób mówienia, taki niby demoniczny, co skutecznie oddaje jego ówczesny stan psychiczny. Co do grafiki, nie oddaje ona klimatu ze względu na wybitnie kreskówkowy charakter. Po prostu nie patrzy się na to poważnie...
Druga opowieść dotyczy wielkiego moffa Tarkina, który musi się zmierzyć z jednym ze swoich eksperymentów w ramach inicjatywy Tarkina. Liczyłem na jakieś nawiązania do klasycznych horrorów (wszak Peter Cushing to jeden z bardziej znanych aktorów wytwórni Hammer) i dostałem Frankensteina. I są tu typowo frankensteinowe wątki - zarzuty potwora, polowanie i poniekąd próba odpowiedzi jak daleko może posunąć się człowiek. Jest to jedna z lepszych historii, w czym pomaga grafika - jest ciemno, często nie widać wszystkiego, a sam potwór wygląda jak przysłowiowe siedem nieszczęść.
Trzecia historia jest o Asajj Ventress, która jako łowca nagród dostaje zadanie odkrycia tajemnicy zaginięć różnych osób. Ani trochę nie jest tu strasznie, bo i sama intryga bardziej by pasowała do kryminału. Coś tam niby próbowano zrobić pod koniec, ale najwyraźniej nie starczyło czasu. A grafika? Zbyt jasno i abstrakcyjnie. Odniosłem podobne wrażenia, jakbym czytał stare polskie komiksy.
Czwarta historia dotyczy Jabby, który ma pod pałacem kolekcję... mózgów z różnymi informacjami. Totalna abstrakcja, zwłaszcza że nie wiadomo jak on to zbiera i skąd ma taką wiedzę. Grafik z kolei też nie odrobił pracy domowej, bo jego styl... ciężko to jakkolwiek nazwać - po prostu zobaczcie screen.
Ostatnia opowieść jest o samym Vaderze, który przyjmuje wysłannika Imperatora w swoim zamku. Pech chce, że forteca po raz kolejny jest atakowana przez mieszkańców Mustafar, ale tym razem mają oni pod ręką nadnaturalną broń. Tu już było momentami strasznie, ale - jest to Vader, więc wiadomo, że nic mu się nie stanie. Gdyby to była inna postać, to byłby strzał w dziesiątkę. Rysownik nawet dał radę, gdyby nie próbował się bawić w rysowanie twarzy na modłę jakichś szemranych typów z ciemnej alei.
Najlepiej moim zdaniem wyszła tutaj historia z Tarkinem. Reszta była mniej lub bardziej gorsza. Ogólnie seria ma potencjał, gdyby tylko lepiej dobierano rysowników i żeby wpasowywali się oni bardziej w klimat.

Ogólna ocena: 7/10
Fabuła: 7/10
Rysunki: 7/10
Postacie: 7/10

Szczegóły:
Tytuł: Star Wars Adventures: Return to Vader's Castle
Autor: Cavan Scott
Rysunki: Megan Levens, Kelley Jones, Nick Brokenshire, Nicoletta Bardani, Charles Paul Wilson III
Wydawnictwo: IDW Publishing
Data premiery: 2-30 października 2019
Liczba stron: 120
Oprawa: miękka
Cena: 9,80$ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!

Niech Moc będzie z Tobą!

Copyright © 2016 Świat Star Wars , Blogger