Recenzja: Star Wars. The Mandalorian: Chapter 3

W odległej galaktyce, którą tak wszyscy kochamy, są jak się okazuje rzeczy ważniejsze niż Kodeks Gildii Łowców Nagród: wewnętrzna moralność głównego bohatera i reguły mandaloriańskiej społeczności. Nasz Bezimienny, bo w samym serialu, nadal ani razu nie pada imię postaci w charakterystycznej zbroi, poddaje w wątpliwość swoje rozkazy i zasady gry w świecie w którym przyszło mu żyć. Ostrzegając przed potencjalnymi spoilerami odnośnie fabuły trzeciego rozdziału historii Dyna Jarrena, sprawdzamy jak wypadł odcinek z podtytułem Grzech.
Mandalorianin wraca na planetę znaną z pierwszego odcinka, by odebrać nagrodę za dostarczenie niezmiennie słodkiego zielonego malucha. Greef Carga w holowiadomości, sugeruje by wpierw udał się do imperialnego urzędnika, tego samego u którego wcześniej pobierał tracker i informacje. Tam oddaje malucha, ku jego wielkiej rozpaczy, w ręce Imperium i odbiera zapłatę w postaci kolejnej porcji beskaru, która w społeczności Mandalorian wzbudza zainteresowanie. Z nową zbroją, drugim naramiennikiem i nową bronią strzałkową, nazywaną przez manadaloriańską mistrzyni kowalstwa "ptaszkami", udaje się ponowne zlecenie do Greefa Carga. Gdy wraca na statek i ma już startować, w Dynie Jarrenie coś pęka. Być może widząc smutek w oczach małego stworzonka, które właśnie wydał najpewniej na śmierć, postanowił złamać kodeks i odbić maleństwo. Dyn Jarren wdziera się do imperialnego kompleksu, morduje kilkunastu napotkanych szturmowców i wykrada malucha zostawiając jednak przy życiu Doktora Pershinga. Po wyjściu z kompleksu ponownie uruchamia się tracker wydany za maluchem, co skłania Greefa Cargę i innych łowców nagród do podjęcia walki z Mandalorianinem, który właśnie złamał kodeks i wystawił swoją jak dotąd nieposzlakowaną opinię na szwank. Nieoczekiwanie z pomocą Jarrenowi przychodzą bracia i siostry z klanu, umożliwiając mu i małemu towarzyszowi, ucieczkę Razor Crestem w nieznane. To ostatnie, zaskakujące pojawienie się mandaloriańskiej odsieczy wygląda świetnie, ale nie bardzo wiadomo skąd się tam wzięli - Dyn nadał sygnał sos? A może inni manadaloriańścy bracia i siostry Jarrena z klanu też byli łowcami nagród, ale zamiast po dziecko przybyli mu na ratunek, bo wiedzieli, że trzeba sobie pomagać? Trochę to w mojej ocenie scenariuszowo kuleje, ale i tak ogląda się to znakomicie, bo ponownie wykonanie całości stoi na bardzo wysokim poziomie.
Jeśli czytając ten opis, a zwłaszcza oglądając odcinek, mieliście wrażenie, że twórcy połączyli tutaj wątki rodem z Johna Wicka czy Szybkich i wściekłych, to się bynajmniej nie mylicie. W tej pierwszej serii bohater grany przez Keanu Reevesa również łamie kodeks, targany swoim własnym moralnym kompasem, który najwyraźniej ceni wyżej od reguł w gildii zabójców do której należy. Zostaje ekskomunikowany, a za jego głowę wystawione zostają listy gończe. Przypuszczam, że na próbie siłowego przekonania Jarrena przez Cargę i innych łowców nagród do oddania dziecka się nie skończy i wkrótce okaże się, że łowca sam stanie się zwierzyną łowną, a do tego obciążoną towarzyszem, którego za wszelką cenę będą chcieli odzyskać zarówno łowcy nagród i nasłani przez nich zabójcy, jak i Imperium, które straciło nie tylko cenny ładunek, sporą ilość beskaru, ale i tak już mocno nadwyrężony szacunek w sektorze. W przypadku Szybkich i wściekłych podczas efektownej sekwencji odbijania zielonego malucha i następnie podczas finałowej strzelaniny nie sposób nie przypomnieć sobie scen odbijania malucha z rąk terrorystów w wykonaniu Jasona Stathama, który podobnie jak nasz Mandalorianin rozprawia się z przeciwnikami trzymając na ręku zawiniątko z dzieckiem (w Szybkich i wściekłych nosidełko, które w tym serialu wcześniej zostało porzucone na śmietnisku) i strzelając do wszystkich usiłujących go zatrzymać. Ponadto, fani znający Legendy, czyli oryginalny Rozszerzony Wszechświat, na pewno przypomną sobie też opowiadanie Bez dezintegracji, proszę z Opowieści z Nowej Republiki, w którym to Boba Fett postanowił złamać rozkazy, wytyczne kodeksu i nadwyrężyć opinię o sobie, również podejmując samowolne działania przeciwko Imperium, opowiadanie Ostatni łowca z Opowieści łowców nagród, gdzie Boba Fett również posiadał silny kręgosłup moralny i własne zasady, którymi się kierował, wreszcie trylogię Wojny Łowców Nagród K. W. Jettera w której podejmowano podobny temat wewnętrznych rozgrywek łowców nagród między sobą i Imperium, a w centrum wydarzeń był oczywiście Boba Fett. Przypadek? Nie sądzę!

Fantastyczne jest to jak Favreau i reszta jego zespołu nie tylko igra z widzami, ale również jak budują emocje związane z bohaterami - w tym wypadku szczególnie między Dynem Jarrenem, a naszym słodkim użytkownikiem Mocy, którego w tym odcinku było znacznie mniej niż w poprzednim, ale i tak każde ujęcie z maleństwem znów potrafiło rozczulić i zmiękczyć najtwardsze serducho. Do tego po westernowym wstępie, komediowym drugim odcinku, jako trzeci otrzymaliśmy nie tylko rasowe kino akcji, ale i coś w rodzaju obrazu psychologicznego - czegoś na co miejsca w Gwiezdnych Wojnach poza Łotrem nie było wcześniej zbytnio miejsca. Targanie emocjami i dokonywanie wyboru było obecne, ale chyba jeszcze nigdy w tak przekonujący i emocjonujący sposób. Nasz bohater, pamiętając swój ból i strach, przejął się losem malucha. Dotąd wydawało się, że troszczy się o niego tylko dlatego, że chce zdobyć swoją nagrodę, w tym zaś odcinku okazało się, że ma Jarren ma uczucia, że jego wewnętrzna moralność nie pozwalała na poświęcenie dziecka; wreszcie, że zasady klanu mandaloriańskiego ceni wyżej ponad inne kodeksy oraz prawdy i jest człowiekiem honorowym, postępującym z własnym sumieniem i wbrew oczekiwaniom innych. 
I tym razem nie zapomniano też o easter eggach, które odnoszą się tym razem nie tylko do Gwiezdnych Wojen. Sekwencja szturmu Dyna Jarrena wobec szturmowców przywodzi na myśl rozgrywki z gier kompuerowych, są bowiem jako żywo wyjęte z Battlefronta, a przez chwilę nawet okiem kamery śledzimy obraz tak, jakbyśmy to my, a nie nasz bohater, polowali na żołnierzy Imperium. Następnie, nieopodal śmietniska taką samą pałkę jaką Księżniczka Leia próbowała powstrzymać zgniatarkę śmieci na pierwszej Gwieździe Śmierci, wprawni widzowie zauważą też lądujący przed miastem U-skrzydłowiec z Łotra, ale pozbawiony charakterystycznych skrzydeł, pojemnik typu camtono, który można było zobaczyć w Mieście w Chmurach w piątym epizodzie, rodzice Jarrena najprawdopodobniej mają na sobie szaty ubierane w Dzień Życia, co jest trzecim już nawiązaniem do... niekanonicznego obecnie Holiday Star Wars Special w serialu i wreszcie... Iron Mana. Tak, Iron Mana. Jon Favreau, który w MCU grał postać Happy'ego Hogana czyli przyjaciela i pomocnika Tony'ego Starka, a także reżyserował dwa pierwsze filmy o Iron Manie, w tym odcinku wcielił się w Paza Vizsla - Mandalorianina, który lata dokładnie tak samo właśnie jak Iron Man (tak naprawdę podłożył jedynie głos, Paza zagrał wrestler Tait Fletcher, który zagrał również w pierwszym Johnie Wicku). Favreau z kolei wcześniej podkładał już też głos pod postać Pre Vizsli w animowanych Wojnach Klonów - prawdopodobnie nie jest to żadna literówka, a jest to ktoś z Klanu Vizsla. Na prawie samym końcu zaś Greeg Carga parafrazuje słowa wypowiadane przez Leię do Kenobiego - Ponieważ jestem Twoją jedyną nadzieją. Zmyślne.

Trzeci odcinek razem z dwoma poprzednimi stanowi zamkniętą całość, którą już można oglądać jak jeden pełen film. Trzeba też mocno pochwalić reżyserię Deborah Chow, która odpowiedzialna będzie za produkcję drugiego aktorskiego serialu Kenobi, a która jak dotąd zrobiła bodaj najlepszy odcinek w tej serii. Od początku, nadal trzyma się widza w napięciu, bardzo zgrabnie kontynuuje wątki poprzednich, zamyka je i otwiera furtkę do kolejnych odcinków, które najwyraźniej zmienią reguły gry. Dyn Jarren teraz będzie ściganym, a cel jego podróży nie jest jasny. Niby wziął nowe zlecenie, ale tak naprawdę już nie ma dla kogo go wykonać. Mały zielony towarzysz najwyraźniej - i całe szczęście - nie opuści jego boku zbyt szybko i wszystko wskazuje, że ich więź stanie się jeszcze mocniejsza. Świat Gwiezdnych Wojen przedstawiony w dotychczasowych odcinkach chyba nigdy nie był tak fascynujący i barwny, a zarazem brudny i niebezpieczny, w którym można co prawda liczyć na przyjaciół i rodzinę z klanu, ale często jest się bardziej skazanym na samego siebie. Dokąd poleci Mandalorianin i co czeka go w galaktyce, która teraz obróci się przeciwko niemu? Odpowiedzi poznamy już w następny piątek. Znów jest na co czekać i znów trudno zachować spokój - a ten jak wiedzą wszyscy wyznawcy Sithów, jest kłamstwem.


Recenzje poprzednich odcinków serialu:
  1. The Mandalorian - Chapter 1
  2. The Mandalorian - Chapter 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!

Niech Moc będzie z Tobą!

Copyright © 2016 Świat Star Wars , Blogger