- "Chciałem się trochę pośmiać." - mówi
Daniel José Older, autor powieści młodzieżowej
Na ratunek Valo (oryg. tytuł:
Race to the Crashpoint Tower), która w Polsce ukaże się 23 lutego nakładem wydawnictwa
Olesiejuk w tłumaczeniu
Anny Hikiert-Berezy. Oficjalna strona StarWars.com porozmawiała z pisarzem o kursie kolizyjnym z powieści i o tym, co wiąże się z resztą cyklu
Wielka Republika. Recenzję tej powieści przeczytacie
tutaj>>.
Przebieg Festiwalu Republiki jest zagrożony, a jeszcze nawet nie został rozpoczęty! Od padawana Jedi, jego zaufanego droida i nowych przyjaciół zależy czy wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Na ratunek Valo z cyklu Wielka Republika jest powieścią młodzieżową (ang. middle-grade) napisaną przez weterana Gwiezdnych wojen, pisarza Daniela José Oldera.
Dodatkową rekomendacją powinno być to, że jest to także autor komiksów
The Highr Republic Adventurers, bowiem
Na ratunek Valo rozgrywa się bezpośrednio po wydarzeniach opisanych w zeszycie piątym (
recenzję przeczytacie tutaj>>) i w tym samym czasie co zeszyty o numerach sześć i siedem [a także w trakcie wydarzeń przedstawionych w powieści dla dorosłych
Burza nadciąga (
recenzja tutaj>>)].
StarWars.com zadzwoniło do bestsellerowego pisarza według New York Times, by porozmawiać o Rami Jomaramie, jego przyjaciołach i przygodzie jaką jest pisanie ery Wielkiej Republiki.
StarWars.com: Powiedz nam trochę o głównym bohaterze powieści, Ramie Jomaramie i świecie w którym żyje.
Daniel José Older: Ram jest Jedi, który uwielbia mechanikę, przesiadywanie w garażu, majstrowanie i oglądanie jak pracują różne mechanizmy, psuć je i składać ponownie. Jego najlepszymi przyjaciółmi są futrzaste istoty zwane Bonbrakami oraz jego droid o imieniu V-18, który wygląda jak skrzynka pomalowana na purpurowo, aby nie mylić go ze zwykłą skrzynią i uchronić go przed przypadkową wywózką na śmietnik. Spędzają cały swój czas bawiąc się w garażu. Ram nie lubi uczestniczyć w walkach - ale czy jest ktoś kto lubi? Niektórzy ludzie zapewne tak, jeśli mam być szczery. On jednak nie jest zainteresowany zostaniem wybitnym szermierzem miecza świetlnego, ani żadną pompą i okolicznościami bycia Jedi. Wszystko to, jest tym, kim on nie jest.
Valo to bardzo odległy świat. Jest piękny, w jego kulturze sporo się dzieje, ale nie nigdy nie był w centrum zainteresowania całej galaktyki, na pewno nie w ten sposób, w jaki znalazł się za sprawą Festiwalu Republiki. To zmiana dla Rama, który nie lubi być w centrum wydarzeń.
StarWars.com: Byliśmy przygotowywani do tego wydarzenia, Festiwalu Republiki, w ten sam sposób jak wcześniejsza fala Wielkiej Republiki przygotowywała czytelników do otwarcia Latarni Gwiezdny Blask...
Daniel José Older: Jest to część Wielkiego Planu Kanclerz Liny Soh, w ramach którego próbuje połączyć ze sobą całą galaktykę. To złoty okres dla Republiki. Robi się wiele ważnych spraw. Rozszerza się ją dobrymi metodami, a nie na drodze ekspansji przez podbój. Republika jest bardzo inkluzywnym społeczeństwem i skupia wokół siebie wiele światów. Oznacza to, ze muszą zebrać ze sobą całą infrastrukturę i celebrować wraz z wszystkimi światami, które skupia wokół siebie, oraz wszystkie te ważne i duże sprawy, które pociąga za sobą bycie w galaktycznej Republice. Festiwal jest drogą do celebracji tego wszystkiego. Jest także drogą do zaproszenia nowych planet i układów, także tych ze Światów Centrum, dając wszystkim możliwość, by być razem, poznawać się i podziwiać perspektywy. Różne planety mają tu swoje różnorodne wystawy, jest też spore zróżnicowanie pod względem kulturowym. To bardzo ekscytujący czas dla Republiki.
StarWars.com: Będzie zatem sporo zabawy!
Daniel José Older: Zdecydowanie, zdecydowanie.
StarWars.com: Przeciwnikami w Wielkiej Republice są Nihilowie i Drengiry. Jak to jest łączyć ich ze sobą w jednej książce?
Daniel José Older: Jest w tym sporo zabawy. To dwa różne typy przeciwników. Jedni i drudzy są chaotyczni, ale w zupełnie odmienny sposób. Nihilowie są bezwzględni. Podróżują w grupach i mają specyficzne podejście do atakowania. Uderzają w łatwe cele. Lubią brutalność. Drengiry zaś.. chciałbym powiedzieć, że są "nieziemscy", jednakże nie miałoby to żadnego sensu w odległej galaktyce. Wrastają swoimi korzeniami głęboko w najciemniejszy mrok, najmroczniejsze zakamarki Ciemnej Strony Mocy.
StarWars.com: Dostrzegamy analogię jaką użyłeś podkreślając ich "zakorzenienie".
Daniel José Older: Ha! Nie zamierzałem tego zrobić, ale tak, udało mi się. Mają kolektywny umysł i - znów muszę użyć pewnej analogii - mają różne gałęzie w swoich strukturach i różnie funkcjonują. Przypominają trochę dzikie zwierzęta - są świadome, ale także napędzane... głodem [śmiech] i zdecydowane, aby spożywać tylko mięso, jak niektórzy z nas. Odbierają różne wibracje, mają różne podejścia, odmienne zachcianki i potrzeby. Zawsze dobrze jest mieć taką złożoność u antagonistów. Pozwala im to na interakcje ze sobą i pozwala zobaczyć, jak im to wychodzi.
StarWars.com: Skoro mówimy o zbieraniu ludzi ze sobą, to wprowadzasz także Zeen Mralę i Lulę Talisolę z komiksów The High Republic Adventures. Jak to jest pisać o nich w powieści?
Daniel José Older: Tu także było sporo zabawy. Bardzo lubię ten aspekt. Zwłaszcza, że duże projekty takie jak Wielka Republika, pozwalają nam wykorzystywać postacie, których napisali inni autorzy, jak na przykład załoga Okrętu do komiksów lub w drugą stronę z komiksów do powieści, które piszę. To bardzo ekscytujące i zabawne. Pozwala to rozwijać postacie z bardzo różnych perspektyw. Myślę, że jest w takiej sytuacji sporo rzeczy, które możesz zrobić w prozie, a których raczej nie da się zrobić w komiksach i w drugą stronę tak samo. Pozwala to dodać głębię do postaci, spojrzeć w ich wnętrze i to naprawdę sprawia sporo frajdy. Zobaczymy też Rama w kolejnych przygodach w komiksach, co także jest sporym wyzwaniem. Jest w tym także dużo interakcji i zobaczymy te postacie z różnych punktów widzenia, a tym przecież zbudowane są Gwiezdne Wojny.
StarWars.com: Jedną z najbardziej udanych rzeczy w Wielkiej Republice jest to, że wiele widzimy z perspektywy Zakonu Jedi i tego, jak widzą oni Moc, wreszcie swoje własne ścieżki. Ram widzi te rzeczy bardzo mechanicznie, używa tego, podczas gdy Zeen jest nowicjuszką w Mocy, ale nie jest Jedi. Jak to jest rozgrywać tak różne aspekty Mocy?
Daniel José Older: Te dzieciaki dorastały w czasach pokoju, nawet jeśli nie żyły w nich dotychczas. To pozwala im na eksplorowanie Mocy w sposób w jaki widzą ją Jedi, z czym jesteśmy już zaznajomieni, którzy żyli w ciężkich czasach wojny i nie znali innych perspektyw. Widzimy Jedi w rodzaju Avar Kriss, która doświadcza Mocy jak muzykę. Wzajemne powiązania między ludźmi - Jedi myślą o tym, jak o wodzie. Wszystkie te piękne metafory, naprawdę przemawiają przez Moc same, ale są też istotą złotej ery historii galaktyki o której opowiada Wielka Republika. Jest w tym sporo zabawy i interesujących spraw dla pisarza, by eksplorować te wszystkie punkty widzenia różnych Jedi i użytkowników Mocy, nie będących Jedi, dawać im możliwość rozmawiania o tym za sobą. Jest w tym wiele piękna i złożoności, a także sporo wyzwań, by rozprawiać o Zakonie i protokołach, jak różne osobowości radzą sonie z tymi odmiennymi wyborami wymaganymi przez to, że są Jedi. To fascynujące. Naprawdę miałem frajdę móc użyć moich bohaterów i wmiksować ich w tę historię, w dyskusję o tym, obserwować jak zmagają się z tym i jak widzą gdzie dotarli, ponieważ jest wiele ścieżek, które musiały do tego doprowadzić.
StarWars.com: Jedną z ulubionych przez fanów postaci jest znana z powieści Justiny Ireland Próba odwagi, Vernestra Rwoh. Jak to jest dobrać się do jej głowy?
Daniel José Older: Wspaniale. Jest bardzo interesującą bohaterką i parowanie jej z kimś takim jak Lula, która jest także bardzo młoda, ale bardziej doświadczoną od niej o wiele lat, było czymś naprawdę super. Lula jest bardzo ambitna, wie jaka chce być, gdy zostanie już Jedi. Jak ta relacja będzie wyglądać, gdy spotka kogoś młodego i tak znakomitego we wszystkim? Eksploruję też tę przyjaźń i to, czego mogą nauczyć się wzajemnie nauczyć od siebie.
StarWars.com: Obserwujemy też zacieśnianie się przyjaźni między Lulą a Zeen, podczas ich podróży powrotnej na Trymat IV, skąd pochodzi Zeen. Czym dla niej jest powrót do domu?
Daniel José Older: Sądzę, że łamiący serce. Wyniosła się stamtąd jako dziecko, ale Trymat jest dla niej najbliższym miejscem, które może nazwać domem i jest kompletnie rozbita. Cały ekosystem został zniszczony przez Wynurzenie, który był częścią Wielkiej Katastrofy. Zmienił się z bogatego tropikalnego raju w absolutnie jałowy nieużytek. To wstrząsające. Nie ma tak naprawdę żadnych korzeni, a nigdy nie jest łatwo zobaczyć to, co stało się z miejscem, które nazywała swoim domem.
StarWars.com: To z całą pewnością zupełnie inny świat. Zmieniając jednak trochę temat: jak wygląda relacja Rama z V-18 - mamy droida i jego mechanika, który jest Jedi. Jak wygląda ich więź w szerszej perspektywie?
Daniel José Older: Mają ze sobą i Bonbrakami, porozumienie. Cieszą się ze sposobu życia, który wyznaje Ram, bawiąc się mechaniką i zabawkami. Zabawkami, nie w dosłownym sensie, ale raczej ścigaczami, silnikami i tym podobnymi. Wszyscy doskonale wiedzą jak działają te sprawy. V-18 zachowuje się jak droid protokolarny. Nie jest oczywiście droidem protokolarnym, ale jak większość droidów, podąża za określonym reżimem tego, co powinien robić. Jest także droidem, który uwielbia zabawę. Kiedy przychodzi do określonych zachowań, by coś zostało zrobione, nigdy się nie poddaje. Może się troszkę zawaha, ale skoro ma być w tym jakaś zabawa, zawsze ochoczo rzuca się w to, co dzieje się wokół niego.
StarWars.com: Jak wówczas, gdy zostaje zaprezentowany z nowymi ulepszeniami, jego protokolarny zmysł każe mu powiedzieć, że "to zły pomysł". A potem, jak się nad tym zastanowi, zmienia zdanie na "Nie, naprawdę tego chcę."
Daniel José Older: A Bonbraki czekały na ten moment przez całe swoje życie. Ram musi tylko powiedzieć, że wychodzą, a oni wszyscy są gotowi, by to zrobić. [śmiech] Co samo w sobie jest wspaniałe, ponieważ są drużyną.
StarWars.com: Twoja historia opowiada głównie o dzieciach w wieku padawanów. Vern jest rycerką i prawdopodobnie zabiłaby nas za nazwanie jej Vern, ale wszyscy inni to Padawani. Jak to jest mieć możliwość wrzucenie w przygodę padawanów, podczas gdy rycerze i mistrzowie nie są w niej obecni?
Daniel José Older: Myślę, że tak jak ważną częścią jest opowiadanie historii młodych ludzi, tak samo ważne jest naprawdę pozwolić tym młodym ludziom poprowadzić i narysować ich własną historię. Oczywiście, są momenty które wydadzą się dorosłe, ale najważniejszymi ludźmi i wokół której toczy się ta opowieść są właśnie Ci młodzi. To było cudowne mieć możliwość pisać konwersacje między Vernestrą, Kantam Sy i Kubłem Krwi w komiksach The High Republic Adeventures, mieć przewodników albo mieć mentorów - a czasami nawet mentorów z własnymi problemami. Ale ta historia jest o młodych ludziach. Ważne było to, by odseparować ich od dorosłych przez większość książki, by dać im czas na własne przygody, by mogli podejmować własne decyzje i by ich postacie mogły odpowiednio wybrzmieć.
StarWars.com: Zdecydowanie. Ważne jest, aby Ci bohaterowie mieli możliwość na dorastanie i dojrzewanie w swoje przyszłe osobowości poprzez własne przygody. Ponadto, na końcu spotykamy w tej książce jeszcze jednego użytkownika Mocy...
Daniel José Older: Ty Yorrick? Kocham Ty! Jest interesującą i zabawna postacią. Pochodzi z książki Cavana Scotta Nadciąga Burza. Sądzę, że jest interesującą "złą" postacią do sparowania jej z Jedi. Sporo jej będzie w powieści Nadciąga Burza i zobaczymy jak radzi sobie z innymi Jedi. To kompleksowa relacja i sporo jeszcze jest do eksplorowania w tym temacie. Zwłaszcza, w przypadku Luli, która mogłaby się zastanawiać, jak ktoś może nie chce być członkiem Zakonu jeśli jest użytkownikiem Mocy. Zakon Jedi jest przecież najlepszą rzeczą jaka przytrafiła się Luli. Próbuje "owinąć" się wokół jej głowy - nie tak jak Zeen, która tłumi w sobie całą swoją Moc przez całe życie - i zadaje jej pytania o to, jak można być aktywnym użytkownikiem Mocy w galaktyce, działającym jako szermierz do wynajęcia. Zmienia to rozumienie Luli o tym, co może zrobić z Mocą. Patrząc na Ty, jest to bardzo odkrywcze.
StarWars.com: Jedną z rzeczy, która zawsze jest obecna w Gwiezdnych Wojnach to humor. Uwzględniłeś go sporo w swojej powieści Ostatni Strzał [wydanej w Polsce przez wydawnictwo Uroboros - przyp. red. ŚSW]. Jak dodałeś humor do "Na ratunek Valo"? Jest w niej świetna scena, w którym Ram próbuje użyć Mocy na Neimoidianinie...
Daniel José Older: Och, miałem przy tym sporo ubawu! Jedną z moich ulubionych spraw w Gwiezdnych Wojnach i jedną z moich ulubionych w życiu są te zabawne momenty, które wkradają się do historii. Nie wiedziałem, że ten fragment może być zabawny, aż do momenty, gdy go napisałem. "Och, powinien użyć małego wpływu na jego umysł, a to tylko pogorszy sprawę." Ram ma problem by opanować tę sztuczkę poprawnie. Próbuje przecież tylko podkręcać silniki. Kocham pomysł, że można być Jedi, ale jednocześnie być w czymś złym. Ponadto, fajnie jest to zobaczyć, zwłaszcza z próbowaniem sztuczki wpływania na umysł i ponieść porażkę. Nie do końca jest to porażka. Ta prawie porażka jest też ścieżką do zobaczenia jak sprawy mogą potoczyć się w jeszcze gorszy sposób. Zasada jaką się kieruję: Jeśli się zakrztuszę przy pisaniu o tym, to również rozbawi to czytelnika. To moja strategia. Niezależnie czy piszę komiks czy powieść, próbuję samemu zaśmiać się z tego, co znajdzie się na papierze.
Rozmawiałem jakiś czas temu online o fragmencie o którym nie mogę mówić nie śmiejąc się. Kiedy Ty strzela do Mon Calamari i mówi: "Słodkich snów, słodki pokarmie dla rybek". Jest to tak nie planowane, tak dziwne, a przy tym pół wisielcze, pół niedorzeczne. Naszło mnie na to, gdy pisałem tę książkę i później uderzyło to we mnie, gdy robiłem edycję. Nie mogłem w to uwierzyć, że a) ja to napisałem, b) że pozwolili mi to zachować i c) że kompletnie nie ma to sensu. Chciałem tylko się trochę pośmiać - to wszystko co zazwyczaj robię.
StarWars.com: Sądzimy, że wielu autorów Gwiezdnych Wojen powtarza sobie zdanie - "Nie mogę uwierzyć, że pozwolili mi to zachować." Jak to jest tworzyć, nie tylko jako osobny autor, ale także z innymi pisarzami z którymi zająłeś się Wielką Republiką?
Daniel José Older: To była świetna zabawa. Było to także wyzwanie, ale zabawne - projekt marzeń pod wieloma względami. Generalnie, naprawdę uwielbiam aspekty kolaboracji. W przypadku komiksów, na przykład, pracujesz z artystami i kolorystami. To interesujące i odmienne od robienia tego z innymi pisarzami. Kiedy zaś przychodzi do spotkania różnych postaci i różnych ludzi okazuje się, że można mieć różne spojrzenie i bawić się tym. Zawsze było to częścią Gwiezdnych Wojen. Z natury, bawisz się narzędziami wypracowanymi przez innych w czyjejś piaskownicy. W tej sytuacji, zrobiliśmy coś kreatywnego w tej piaskownicy i stworzyliśmy narzędzia, ale także wypracowaliśmy o wiele więcej na intymnym gruncie takiej kolaboracji między sobą. Wielokrotnie, gdy piszesz coś z Gwiezdnych Wojen, bazujesz na postaci albo scenariuszu albo planecie, którą ktoś stworzył czterdzieści czy trzydzieści lat temu. To zupełnie inna sprawa, gdy ktoś wymyślił jakąś postać zaledwie kilka miesięcy temu, kiedy wszyscy przedstawialiśmy pomysły na te postacie. Możesz z nimi porozmawiać, o tym co może się wydarzyć. Myślę, że wykorzystaliśmy w pełni wynikające z tego korzyści. Pracowaliśmy ze sobą i łączyliśmy wszystkie kropki, które dały się ze sobą połączyć.
StarWars.com: Więc jak to działa? Czy ma z tym związek forsa?
Daniel José Older: Tak jak załoga Okrętu, wyskakuję na naszej grupie autorskiej na Slacku [popularny komunikator internetowy - przyp. red. ŚSW] i widzę co robią w danym momencie. Przypomina to posiadanie dzieci i patrzenie czy bawią się ze sobą. Możesz zadzwonić do ich rodziców i zapytać, czy będą dostępne w konkretnym czasie galaktycznej historii i Claudia Gray będzie tą, która powie: "Nie, nie mają żadnych planów." To bardzo formalne. Ponieważ wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za większą historię, musimy wzajemnie sprawdzać każdy jej element z każdym. W przypadku scenariuszy do zeszytów komiksów, którymi się zajmuję, wysyłam je do Claudii i pytam czy napisałem jej postacie właściwie, a ona na to odpowie, że tak jak najbardziej. Czasami, jak w przypadku postaci w rodzaju Geode'a - mam problem z pisaniem, bo to skomplikowana postać. Jest skałą. Jest skomplikowany! Musisz wyobrazić sobie jak inne postacie mają z nim wchodzić w interakcje. Czytałem W ciemność [wydany w Polsce przez wydawnictwo Olesiejuk - przyp. red. ŚSW]. Byłem przeszczęśliwy, że mam możliwość mieć ich w tym samym pokoju, wszystkich razem.
StarWars.com: Czy są jakieś postacie albo sprawy, co do których żałujesz, że nie mogłeś więcej o nich napisać w Na ratunek Valo?
Daniel José Older: Nie, podoba mi się to, co się wydarzyło. Dzieje się w niej naprawdę sporo. Nie musisz pakować wszystkiego do jednej książki, co też jest wspaniałą rzeczą. Kiedy pisałem Ostatni Strzał, nie sądziłem, że napiszę jeszcze jakiekolwiek następne Gwiezdne Wojny, więc to był też inaczej być częścią większej inicjatywy, gdzie wciąż są komiksy i inne rzeczy zaplanowane na przyszłość. Starałem się to rozłożyć.
StarWars.com: Jedną z rzeczy, które wniosłeś do Ostatniego Strzału i do Na ratunek Valo, jest to, że potrafisz zaaranżować rzeczy tak, aby były straszne, jak choćby z Drengirami albo wielkim pajęczym statkiem Nihilów w komiksie czy Bractwem Drutów i Kości. Jak wnosisz te aspekty niczym z horroru do Gwiezdnych Wojen?
Daniel José Older: Myślę, że te elementy zawsze w nich były. To tylko kwestia oparcia się o nie czasami. Zawsze były cienie w Gwiezdnych Wojnach na różne sposoby. Zawsze były tam momenty, które sprawiają że czujemy się niekomfortowo i niepewność i one powinny tam być. Sprawiają, że w kontraście światło jest jaśniejsze. Poczekaj tylko na to, co szykujemy w przyszłości.
StarWars.com: Och! Czekamy na to. Mamy nadzieję, że będziemy mogli o tym kiedyś porozmawiać. Czy możesz się czymś podzielić?
Daniel José Older: Powiem tylko, że łączność jest jednym z kluczowych elementów Wielkiej Republiki, którymi cieszymy się przy tworzeniu i wielu ludzi również się nimi jak dotychczas cieszyło przy czytaniu. To tylko początek. [śmiech] W miarę jak posuwamy się do przodu, ta łączność się zwiększa. Jest tam tak wiele zagrożeń, że nie sądzę, czy ludzie zdają sobie sprawy jak ważni są i jaki rozgłos będą mieli w miarę kontynuowania opowieści. Przed nami jeszcze wiele rzeczy i bardzo mnie to ekscytuje.
Źródło: starwars.com
Tłumaczenie i przypisy: Lupus