W lipcu, gdy zgiełk po Ostatnim Jedi już opadł, a nawet o
Hanie Solo słyszało się mało, siedem miesięcy po kinowej
premierze filmu nakładem wydawnictwa Uroboros ukazała się
napisana przez Jasona Fry adaptacja ósmego epizodu Gwiezdnych
wojen – Ostatniego Jedi. Powieść jest reklamowana jako
Edycja rozszerzona zawierająca sceny, które nie pojawiły
się w filmie. W środku znajdziemy także wkładkę ze zdjęciami z
filmu. Tłumaczenie na język polski wykonał Michał Kubiak –
tłumacz nowy w uniwersum, co niestety widać w tłumaczeniu, ale o
tym później. Zachęcamy Was do przeczytania 7 powodów, dla których warto nabyć tę książkę, które znajdziecie tutaj>>. Opis:
Najnowszy kinowy hit
sagi Star Wars!
Z popiołów
Imperium powstało nowe zagrożenie dla wolności galaktyki:
bezwzględny Najwyższy Porządek. Jednak Rey, Finn
i Poe są gotowi stanąć ramię w ramię z generał Leią
Organą i Ruchem Oporu w walce ze złowrogą organizacją.
Ale Snoke, przywódca Najwyższego Porządku, i jego
bezlitosny podwładny Kylo Ren są lepsi od nich, Ruch
Oporu jest prawie bez szans. Ich jedyną nadzieją jest zaginiona
legenda – mistrz Jedi – Luke Skywalker. W tej
ekscytującej powieści, adaptacji filmu Star Wars: Ostatni Jedi,
napisanej przez autora bestsellerów z list New York Times’a
– Jasona Fry, Rey kontynuuje swoją epicką podróż
razem z Poe, Finnem i Lukiem Skywalkerem!
Jak wiecie,
początkowo nie byłem fanem Ostatniego Jedi, jednak po kilku
seansach przekonałem się do tego filmu. Powieść na podstawie
filmu miała mnie utwierdzić w przekonaniu, że jest to film dobry
i, że zniweluje pewne niekonsekwencje w filmie, a niektóre rzeczy
lepiej wyjaśni. Wiele nadziei pokładałem także w autorze, który
zawsze był w stanie przekonać czytelnika do swoich książek. Jak
będzie tym razem?
A więc, co
dostarcza nam Ostatni Jedi: Edycja rozszerzona? Po pierwsze,
oczywiście spełnia podstawowy warunek dla adaptacji filmu: Jason
Fry opowiada historię z filmu wiernie z oryginałem. Nawet z
dialogami, które są dokładnie takie same jak w filmie. Ponadto,
powieść daje nam nieco więcej wglądu w postacie, ich myśli i
uczucia w różnych sytuacjach, jednak zwykle są one ograniczone do
całkiem przewidywalnych. Głębszy wgląd w postacie, które
otrzymujemy w scenach dodatkowych postaram się ocenić poniżej.
Chociaż wierność
powieści oryginalnemu filmowi jest pozytywna, to jednak w niektórych
miejscach to przeszkadza. Humor, który w filmie pojawia się
częściowo w nieodpowiednich momentach, w formie pisanej działa
jeszcze bardziej groteskowo i niewłaściwie. Staje się to jasne i
widoczne, na przykład, w scenie, w której Luke uderza rękę
Rey trawą lub gdy kamienie spadają na taczkę Opiekunki.
Taka nagła zmiana nastroju z poważnego na „zabawny” przeważnie
nie działa w formie pisanej i bez wsparcia wizualnego, na przykład
poprzez wygląd postaci, po prostu nie działa. Według mnie, własne
gagi Jasona Fry, których nie ma w filmie, działają znacznie
lepiej niż humorystyczne podejście Lei wyjaśniającej Poe
Dameronowi, że była jeszcze młoda „zanim wynaleziono
hipernapęd”.
To prowadzi nas do
oryginalnego wkładu Fry’a: dodatkowe sceny. Jest to moim
zdaniem największy plus tej powieści. Ponieważ Fry nie
tylko pogłębia charakterystykę głównych postaci, na przykład
cudowna, ale smutna scena, w której Leia wypłakuje się
Chewiemu po śmierci jej brata Luke’a. Nie, on
wykorzystuje również okazję do stworzenia sceny dla postaci, które
zostały zaniedbane w filmie. Tak więc po raz ostatni mamy okazję
spotkać naszego starego już admirała Ackbara na mostku i
słyszymy go podczas ewakuacji planety D’Qar. Nawet taka
postać jak kapitan Najwyższego Porządku, Canady,
którego jest niewiele w filmie, otrzymuje całkowicie zrozumiałą i
własne motywacje podczas swojego krótkiego występu. Nawet z
perspektywy Opiekunek możemy mówić o większym epizodzie
niż w filmie. Rose, chociaż piszę to z bólem, również
robi się trochę bardziej interesująca w kilku dodatkowych scenach
ponieważ daje Finnowi więcej przeciwieństw i wielokrotnie
konfrontuje się z nim. W książce nie ma też wiarygodnej historii
miłosnej między tą dwójką. Nawet Jason Fry popełnia ten
sam błąd co sam film, jednak Fry pracuje nad tym, żeby
lepiej ukazać ich miłosny wątek, jednak to wciąż za mało, aby
zasugerować, że wyznanie miłości i pocałunek na końcu to
naturalny rozwój romansu między Finnem i Rose.
Jednak przy innych
postaciach dokładniejsze scharakteryzowanie przez dodatkowe sceny
nie pojawia się wcale lub jest znikome. Tutaj przede wszystkim
należy wymienić Luke’a i Kylo Rena. Ilekroć
pojawia się Kylo Ren, wydaje się, że Jason Fry nagle
stracił swój talent literacki. Zamiast opisywać procesy wewnątrz
tej ekscytującej postaci, opisuje tylko jego działania zewnętrzne,
które doskonale znamy z filmu. Po raz kolejny pojawia się znany
problem, który jest krytykowany od początku powstania Nowego
Kanonu i uniemożliwia to całym seriom książek stać się
naprawdę dobrymi dziełami: zakazuje on autorom książek przeniknąć
zbyt głęboko w umysły swoich bohaterów, żeby nie stworzyć
czegoś, co może przeszkadzać w powstawaniu kolejnych filmów.
Jason Fry wypowiedział się nawet na temat tego problemu na
StarWars.com:
Kylo Ren –
a może lepiej Ben Solo – wezwał do balansowania w
nowatorskiej adaptacji. Oczywiście chcieliśmy dowiedzieć się
więcej o jego przeszłości i jego przemyśleniach na temat
przyszłości… ale jednocześnie musiałem uważać, żeby nie
zrobić nic, co mogłoby przeszkodzić w opowiedzeniu historii w
Epizodzie IX. Mimo to mogłem przekazać wrażenia z jego
dzieciństwa, w tym pamięć Lei o Benie w jej brzuchu
– sceny, która odwołuje się do trylogii Koniec i początek
Chucka Wendiga.
Zawsze uważałem za
niezwykle smutne, ze strach przed przyszłymi filmami zapobiega
tworzeniu dobrych książek tu i teraz. Tutaj, oczywiście wina lezy
tylko i wyłącznie po stronie Lucasfilmu, a nie autorach,
którzy z pewnością mogliby pisać więcej i lepiej, gdyby tylko
mieli więcej swobody. I to wyraźnie odnosi się do słabego
przedstawienia Kylo Rena.
Również
przedstawienie Luke’a nie jest lepsze. W filmie miałem duży
problem z retrospekcjami, w których Luke chce zabić swojego
siostrzeńca. Chciałbym otrzymać dużo więcej retrospekcji, żeby
zrozumieć lepiej, jak Luke Skywalker byłby do podjęcia
takiej decyzji, która jest sprzeczna z jego postacią z oryginalnej
trylogii. Ale i w tym przypadku adaptacja zawiera tylko opis filmu w
połączeniu z kilkoma ogólnymi frazesami o tym, co Luke
postrzega w Kylo. Nawet scena z domniemanym atakiem piratów
na wioskę Opiekunek pozostawia w Luke’u jeszcze
dziwniejsze, niesympatyczne i bezpodstawne zło w stosunku do Rey.
Jeśli ta scena miałaby tak wyglądać w filmie, to jestem
zadowolony, że nie trafiła do ostatecznej wersji.
Co więcej, wielu
fanów miało nadzieję, że w powieści znajdzie się więcej
informacji o Snoke’u, chociaż osobiście nigdy nie
spodziewałem się, że powieści ujawni coś naprawdę istotnego. I
tak właśnie się stało. Jason Fry zostawia nas z kilkoma
niejasnymi aluzjami i kilkoma szczegółami na temat przeszłości
Snoke’a, którą już sobie można wyobrażać. Tak więc,
jeśli masz nadzieję na wielkie odkrycie przeszłości Snoke’a,
to będziesz rozczarowany.
Z drugiej jednak
pozytywnej strony, Jason Fry bardzo sumiennie umieszczał w
swojej nowatorskiej adaptacji odniesienia do innych publikacji z
Kanonu. Znajdują się tutaj nie tylko, jak wspomniałem
wyżej, odniesienia do trylogii Koniec i początek, ale także
aluzje do książek Leia: Princess of Alderaan>>,
Eskadra Kobaltowa>>, czy komiksu The Last
Jedi: Storms of Crait>>. Dzięki takim powiązaniom
lektura jest jeszcze ciekawsza, ponieważ wszystko sprawia wrażenie,
że Kanon naprawdę jest spójny i powiązany. Postać taka
jak Leia wygląda na jeszcze bardziej wrażliwą i
realistyczną dzięki wspomnieniom z przeszłości.
I jeszcze odnośnie
polskiego wydania od Uroboros. Wpadka goni wpadkę. Najpierw
opóźnienia w premierach, potem brakujące strony w Phasmie,
a teraz kwiatki w tłumaczeniu na poziomie Sokoła Tysiąclecia.
Przykłady? Zamiast skraplaczy mamy parowniki, zamiast Sojuszu
Rebeliantów Rebelianckie Przymierze, mamy C Trzy PO
albo BB-Osiem… Wielka szkoda, że książka nie przeszła
konsultacji merytorycznej, bo to wygląda strasznie.
W sumie mogę
powiedzieć, że Jason Fry wykonał dobrą robotę pisząc
adaptację Ostatniego Jedi – w kontekście tego, na co
Lucasfilm mu pozwolił. Podczas gdy, Ostatni Jedi: Edycja
rozszerzona swoje dobre strony zawdzięcza głównie scenom
dodatkowym, w których autor czuł się swobodnie, to nie można
zapomnieć o innych scenach i o ograniczeniach, w których musiał
pracować. Jeśli spodobał ci się film, to z pewnością pokochasz
tę książkę. Jeśli jesteś raczej sceptycznie nastawiony do
filmu, to otrzymasz solidną adaptację, która raczej nie
spowoduje, że staniesz się fanem Ostatniego Jedi.
Ogólna ocena: 6/10
Fabuła: 7/10
Postacie: 6/10
Jakość wydania:
3/10
Dziękuję
wydawnictwu Uroboros za przekazanie egzemplarza recenzenckiego.
KONKURS (zakończony!):
Przy
wsparciu wydawnictwa Uroboros przygotowaliśmy dla Was
konkurs, w którym rozdajemy 2x książkę Star Wars:
Ostatni Jedi! Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy
odpowiedzieć na następujące pytanie:
Co
Rey zabrała ze sobą z planety Ahch-To?
Warunki
uczestnictwa:
1.
Odpowiedź na pytanie należy wysłać na adres e-mail:
swiatstarwars@onet.pl z dopiskiem OSTATNI JEDI.
2.
Nagrody zostaną rozlosowane wśród wszystkich zgłoszeń.
3.
W konkursie można wziąć udział tylko jeden raz!
4.
Data zakończenia konkursu to niedziela, 4 października 2020,
godzina 23:59.
5.
Zwycięzcy zostaną poinformowani o wygranej mailowo, najpóźniej do
7 października 2020 roku, wtedy także zostaną poproszeni o adres,
na który wyślemy nagrodę.
6.
Wszystkie zebrane dane służą wyłącznie do dystrybucji nagród i
zostaną usunięte po zakończeniu konkursu i wysłaniu nagród.
7.
Nie ma możliwości wymiany nagrody na ekwiwalent pieniężny!
I
na koniec: Powodzenia! Niech Moc
będzie z Wami!
Szczegóły:
Tytuł: Star Wars:
Ostatni Jedi: Edycja rozszerzona
Tytuł oryginalny:
Star Wars: The Last Jedi: Expanded Edition
Autor: Jason Fry
Tłumaczenie: Michał
Kubiak
Wydawnictwo:
Uroboros
Data premiery: 18
lipca 2018
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka ze
skrzydełkami
Cena: 39,99 PLN