Dwóch redaktorów StarWars.com, Kristin Baver i Dan Brooks, zastanawiają się, która istota jest najstraszniejsza z Gwiezdnych wojen.
- Lodowe pająki. - mówi Dan.
Gwiezdne Wojny zawsze miała do zaoferowania jakieś strachy albo potwory. Mynocki powiedziały "no cześć" do Lei w Imperium Kontratakuje, rancor przeżuwał swoje ofiary w Powrocie Jedi, a nawet bezkształtne Drengiry, roślinne istoty z książek i komiksów z cyklu Wielka Republika. Te sekwencje i istoty na pewno są wystarczająco przerażające. Wtedy spotykamy lodowe pająki - wielką chmarę czegoś, czemu chcesz powiedzieć "o nie, nie, nie i jeszcze raz nie" - w The Mandalorian.
W Rozdziale 10, zatytułowanym "Pasażerka", Mando, Grogu i Pani Żaba lądują awaryjnie na nieznanej lodowej planecie. Podczas gdy Brzeszczot jest poważnie uszkodzony, a temperatura spada poniżej zera, Pani Żaba skeretnie wymyka się na zewnątrz, by znaleźć gorące źródła, których użyje by ogrzać siebie i swoje jaja. Mando i Grogu odnajdują ją, a wiecznie głodny malec odchodzi na bok, by znaleźć się nieopodal dużego pierścienia czegoś, co wygląda na owalne, białe jaja. Grogu zatrzymuje się przy jednym, chwilę się zastanawia, po czym otwiera jedno z nich. Wyciąga łapkę i wyciąga z wnętrza coś, co wygląda jak pająk, a następnie szybko go połyka.
Oglądałem tę sekwencję kilkakrotnie i w tej scenie za każdym razem uderza we mnie muzyka. Nie dlatego jak bardzo jest tajemnicza czy mrożąca krew w żyłach , ale raczej jak bardzo nie jest. Ścieżka Ludwiga Göranssona podczas tego momentu brzmi jak mrukliwa harfa, a struny kołyszą się wokół piękna. A jednak, Twój mózg nie jest wcale tego pewien. Kocham to, ponieważ sygnalizowanie widzom poprzez nawiedzoną, mroczną muzykę, że ZARAZ WYDARZY SIĘ COŚ ZŁEGO, byłoby zbyt proste. Tymczasem, filmowcy i Göransson podnoszą napięcie i ciśnienie: Wiem, że Grogu robi coś bardzo niebezpiecznego, ale muzyka zdaje się sugerować coś zupełnie odwrotnego. Zostawia nas to w skonfliktowaniu i zdenerwowaniu. Fantastyczne wprowadzenie, a potem sprawy się komplikują.
Kiedy Grogu wesoło chrupie przekąskę, pozostałe jaja zaczynają się żywotnie poruszać. To właśnie wtedy muzyka zmienia się i, no cóż, zaczynasz mieć złe przeczucia. Pająki wykluwają się z tych jaj. Inne wyłaniają się z czeluści jaskini. Agresywnie zbliżają się do naszych bohaterów. Nawołują się wzajemnie i pocierając o swoje odnóża zaczynają klekotać, a to już wystarczy, by sprawić, że skóra zaczyna cierpnąć. Kiedy jednak pojawia się taki naprawdę duży, to jest dosłownie pozamiatane.
Mando (z Grogu w swoich ramionach) i Pani Żaba salwują się ucieczką. Niezliczona ilość lodowych pająków rzuca się w pościg, puszczając sieci, gdy gonią swoją zdobycz. Nie ważne, co zrobi Mando - czy użyje miotacza ognia, czy będzie strzelał z blastera, łapiąc je w locie i zgniatając - nie może zabić ich wszystkich i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nawet wówczas, gdy grupa dobiegnie do Brzeszczota, wygląda na to, że wyjdą z tego żywi, Mamuśka Lodowa Pajęczyca ma inny ogląd spraw i wskakuje na statek, a jej masywne odnóża niemal przebijają Mando, gdy próbuje rozbić szkło. Na szczęście dla Mando i przyjaciół, we właściwym momencie pojawia się nieoczekiwana pomoc. A my, możemy odetchnąć.
Dla mnie, jest to najbardziej przerażająca sekwencja z całych Gwiezdnych Wojen. Nie ma może tego ducha przygodówki z kosmicznym ślimakiem z Imperium, ani motywów rodem z King Konga znanych z wybiegu rancora, ale i tak jesteś zaskoczony. Zakrywasz twarz, nerwowo siedzisz w swoim fotelu, a wokół rozgrywa się prawdziwy horror. Lodowe pająki wywołują najbardziej pierwotne strachy na samą myśl o znanych z naszej galaktyki okropieństw. Odnóża, ich chód, wiele oczu, sieci i zęby. To ten rodzaj gwiezdnowojennego potwora, który nie wiele się różni od form znanych z Ziemi. Wzmacnia je, odnosząc wspaniały efekt.
Zawsze kochałem gwiezdnowojenne potwory, ale żaden nie przeraził mnie tak, jak lodowe pająki. Za to właśnie, zawsze będę wdzięczny.
- Nie. Drengiry są bardziej przerażające. - uważa z kolei Kristin.
Muszę Ci to przyznać, że lodowe pająki są naprawdę przerażające. Ale czego należy oczekiwać od istoty, która atakuje intruza, który z kolei wyjadał ich młode wprost z jaja? (Wybacz, Grogu, ale to było bardzo złe zachowanie.)
Dla mnie, w galaktycznej skali strachu, wszystko pokonują Drengiry. Mógłbyś nie oczekiwać, że głodna roślina, mogłaby mrozić krew w żyłach, ale gdy zaczynają mruczeć chórem jedno słowo - "mięso" - stają się czymś zupełnie innym. Nawet jeśli, ich wieczny głód, taktyka wyjęta wprost z klasycznych horrorów, nie umywa się do obranej przez nich zamiłowania do rojenia się, infekowania i niszczenia wszystkich, kto stanie na ich drodze, niezależnie czy to Jedi, Huttowie, czy nawet straszliwy rancor.
Kiedy pierwszy zapoznałam się z Drengirami w powieści Claudii Gray W ciemność z Wielkiej Republiki, błędnie nie doceniam ich straszliwości. Gdy jednak obudziły się do życia i przeraziły nie tylko padawanów, ale nawet doświadczonych Jedi, usiadałam na krawędzi mojego fotela. Następnie sięgnęłam po komiksy Marvela z Wielkiej Republiki, które zabierają nas na główne linie frontu walki z myślącymi roślinami w ich pełnej ilustrowanej glorii, rutynowo nakrzyczałam na Cavana Scotta za złamanie mi serca, że postacie, które pokochałam tak bardzo odczuwają ból, a ich nieszczęścia sprawiły, że odczuwałam to bardzo emocjonalnie, a zestawiając je z obrazami Ario Anindito, potraktowanie Drengirów sprawiły u mnie zupełnie inną, głęboką reakcję. W najprostszych słowach, wyobrażałam sobie raczej Drengoty jako podstępne i wrogie istoty zdolne do przybierania ekstremalnych form kamuflażu, który sprawi, że są jeszcze bardziej przerażające ponieważ pozwala im to na zlanie się z czymś co uznałabym za typowo kojącego i spokojnego: zwykłą naturą. Tymczasem zobaczyłam łapczywe korzenie, które nie tylko wyciskają życie ze swoich ofiar ale dosłownie znajdują drogę przez nos i gardła, co sprawiło że zareagowałam tak jakbym czułam, że coś mnie dotyka. Zastanawiałam się czy ta macka jest korzeniem, wreszcie, czy moja roślinka zje mnie w moim własnym domu?
Nie wyobrażam sobie niczego gorszego niż życia powoli wysysane z ciała, uwięzionego, bezbronnego i przymusowo uciszonego, a jednocześnie całkowicie świadomego, dopóki nie będzie już za późno. Ich sposoby na unicestwienie są wystarczająco przerażające, ale widok ogromnego rancora, który ulega Drengirowi, jest dowodem, że żadna ilość mięśni i twarda skóra nie może cię ochronić. Oglądanie nie tylko Sskeera, ale kilku Jedi innych uwięzionych przez te macki? Jeśli nawet Jedi nie może ich odeprzeć, reszta z nas z pewnością jest skończona.
Chyba najbardziej przerażającą rzeczą w nich jest niuans, który Scott i Gray zaszczepili w swoim stworzeniu. Drengir nie może być starannie odseparowany jako coś czysto złego, pomimo ciemności przenikającej ich istnienie i wszystko, czego dotykają. Są głodni, a my jesteśmy pożywieniem. Nie sposób nie zobaczyć, jak odrobina siebie odbija się w ich nienasyconej chęci przetrwania.
Co sądzisz o tych wyborach? Zgadzasz się z Kristin czy z Danem? A może przeraża Cię zupełnie inna istota?
Źródło: starwars.com
Tłumaczenie: Lupus