FILMY I SERIALE

wtorek, 29 października 2019

Recenzja: Star Wars: Thrawn (komiksowa adaptacja)

Pod koniec września wydawnictwo Panini opublikowało zbiorcze wydanie komiksowej adaptacji powieści Thrawn, której autorem jest Timothy Zahn. Komiks został napisany przez Jody Houser i narysowany przez Luke’a Rossa z Marvela. Zeszyty ukazywały się w ramach serii komiksowej Star Wars w okresie od 14 lutego 2018 roku do 11 lipca 2018 roku. Data polskiej premiery nie jest znana.
Opis dostarczony przez wydawcę:
NARODZINY GENIALNEGO STRATEGA                                                                           Na planecie Lysatra wojska imperialnego spotykają nieporównywalnego do nich wojownika. Należy do gatunku Chissów, wokół którego powstało już wiele legend. Powinni być bardzo dobrymi strategami i być w stanie osiągnąć praktycznie każdy cel w walce. Nieznajomy, który nazywa się Thrawn, zostaje przyprowadzony do Imperatora i oferuje mu swoje usługi i doświadczenie. Chce być odpowiedzialnym za Nieznane Regiony i chronić Imperium przed bezpośrednim niebezpieczeństwem czyhającym tam. W zamian żąda od Imperatora ochrony swojej rasy.
Każdy, kto już zna powieść Timothy'ego Zahna (recenzję możecie przeczytać tutaj>>, polska premiera zaplanowana jest na 13 listopada, zapowiedź>>), nie znajdzie żadnych nowych dodatków w komiksowej adaptacji, które poważnie zmieniłyby historię. Niemniej jednak uważam, że można pochwalić treść, ponieważ Pani Houser udało się dostosować ponad 400-stronicową powieść w sposób łatwy do zrozumienia i skondensowany w ważne wypowiedzi w zaledwie 6 zeszytach. Thrawn jest pionierem w kanonie, ponieważ jest to pierwsza i jedyna dotąd powieść, która została zaadaptowana jako klasyczny komiks (nie wliczam tutaj adaptacji manga Lost Stars, The Legends of Luke Skywalker i innych).

Na przykład długie przesłuchanie na Ansion skraca się do zasadniczych elementów z powieści, co nie oznacza, że Eli rozszyfrowuje język piratów. Innym przykładem przyjemnego skrócenia jest podsumowanie wydarzeń wokół Botajef po tym, jak Thrawn otrzymał dowództwo nad Chimerą i zanim ma zająć się planetą Batonn. W powieści posłużyło to do dowiedzenia się czegoś więcej o rywalizującym Cieniu Łabędzia, który z powodu brakujących szczegółów i po prostu niepotrzebnych eskapad i tak odciągających uwagę od głównego wątku byłby w komiksie zbędny. Ale jest też niewielka słabość w komiksie. Chociaż Thrawn bardzo wcześnie spotyka swojego antagonistę - zarówno w powieści, jak i w komiksie, wzmianka o nazwie Cień Łabędzia ma miejsce tylko w ostatniej trzeciej części komiksu i bez żadnego wstępu. Eli i Thrawn rozmawiają o przemycie metali i tym, jak Cień Łabędzia pomaga im. W powieści wiedza na temat Cienia Łabędzia jest nieco lepsza, a wprowadzenie nazwy jest bardziej znaczące. Ponieważ dzieje się to w dość niewielkim odcinku, nie było to częścią adaptacji. Jest to zatem drobna krytyka.

Z drugiej strony muszę pochwalić historię Arihndy Pryce, która została przedstawiona w dość spójny sposób. Tak więc komiks nie działa ze stałą naprzemiennością między rozdziałami Pryce i Thrawn, jak miało to miejsce w powieści, ale ich wzrost w hierarchii Imperium jako wzajemnie przeplatający się i uzupełniający. Ma to tę zaletę, że moim zdaniem nie tracisz przeglądu fabuły pod koniec opowieści o Batonn i Arihndzie. Tutaj również pominięto mniej ważne sceny, co sprawia, że ich przyjaźń z dowódcami wygląda na nieco skonstruowaną.

Thrawn to dla mnie jeden z lepszych komiksów, jeśli chodzi o rysunki i kolory. Moim zdaniem Luke Ross i Nolan Woodward wykonali kawał dobrej roboty. Tak więc strony nigdy nie są zbyt zagracone w trakcie walki, tła są bardzo dobre, a otoczenie jest wiarygodne, a czasem prawie „żywe”. Moim absolutnym punktem kulminacyjnym jest zdecydowanie strona wkrótce po tym, jak Thrawn otrzymał dowodzenie nad Chimaerą.

Zazwyczaj nie jestem krytykiem tłumaczeń. Niezależnie od tego, czy niektóre terminy w powieściach zawierają niewielki błąd tłumaczenia, czy nie, nie obchodzi mnie to, ponieważ czytasz o tym. Ale to, co stało się w tej antologii… naprawdę nie mogę się nadziwić jak do tego doszło. Thrawn jest od czasów Legend właścicielem tytułu „Grand Admiral” (czyli Wielki Admirał), który zawsze był tłumaczony na niemiecki jako „Großadmiral”. Najwyraźniej nikt nie miał czasu, by naprawdę zwracać uwagę na tłumaczenie komiksu, a podczas rozmowy Thrawna z Imperatorem po prostu nazwę stopnia na GROSSADMOFF i dodatkowo oznaczył to pogrubioną czcionką. W dalszym toku rozmowy Imperator nazywa Thrawna tylko Großmoffem - bez ad - co jest poprawnym tytułem, ale w żadnym wypadku nie jest stopniem Thrawna.

Komiks na podstawie pierwszej części kanonicznej trylogii Thrawna autorstwa Timothy’ego Zahna został bardzo dobrze zaadaptowany przez Jody Houser, a adaptacja powieści była (prawie) zawsze doskonale przeprowadzona. Moim zdaniem rysunki są również bardzo dobre i zawsze dają wszystkim bohaterom wyraziste miny, a także gesty. Pomysły, którymi analizy Thrawna zostały przekazane w formie obrazkowej, lub myśli Eliego zaskoczyły mnie pozytywnie. Jedynie tłumaczenie, zwłaszcza w kontekście, że Thrawn jest najsławniejszym posiadaczem tytułu Wielkiego Admirała, jest wyjątkowo dziwne.

Ogólna ocena: 8/10
Fabuła: 9/10
Rysunki: 9/10
Jakość wydania: 5/10

Dziękuję wydawnictwu Panini Verlags GmbH za przekazanie egzemplarza recenzenckiego.
Ich danke Panini Verlags GmbH für die freundliche Bereitstellung des Rezensionsexemplars.

Szczegóły:
Tytuł: Star Wars: Thrawn
Tytuł niemiecki: Star Wars: Thrawn
Tytuł oryginalny: Star Wars: Thrawn
Autor: Jody Houser
Rysunki: Luke Ross
Tłumaczenie: Michael Nagula
Wydawnictwo: Panini Verlags GmbH
Data premiery: 24 września 2019
Liczba stron: 148
Oprawa: miękka
Cena: 17 € / 74,00 PLN (wersja niemiecka) / 80,50 PLN (wersja angielska)

Gdzie kupić:
BOOK CITY (wersja niemiecka)
BOOK CITY (wersja angielska)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!

Niech Moc będzie z Tobą!