FILMY I SERIALE

poniedziałek, 30 marca 2020

Recenzja: Star Wars #4

Ciąg dalszy przygód wesołej kompanii na Bespinie, które to całkiem szybko się kończą. Niestety, twórcy wybitnie chcieli rozpocząć coś nowego i ucięli wątki.
Pamiętacie Leię zamrożoną w karbonicie na końcu poprzedniego zeszytu? To zapomnijcie, bo zostaje uwolniona pod koniec obecnego. A szkoda, bo potencjał na swego rodzaju wyścig z czasem był spory (chociaż patrząc na to, że pilnujący ją szturmowcy nie mają zielonego pojęcia, kogo pilnują, miałbym wątpliwości). Ale na całe szczęście to jedyny mankament zeszytu. Lando robi swoje i jest po prostu sobą. Koniec końców udowadnia, że jest rebeliantem i można mu ufać. Z kolei Luke uzmysławia sobie, że Jedi nie jest Jedi z powodu miecza, tylko z powodu przekonań i nauki Mocy. Tak więc wątek poszukiwań miecza Anakina idzie do kosza (za to miecz najprawdopodobniej zaczyna swoją podróż do zamku Maz Kanaty). Tak więc przynajmniej dla Luke'a zaczyna się nowy rozdział, a dla Lei i Lando? Nie wiadomo, bo nie uraczono nas żadną wzmianką.
Obawiam się, że po raz kolejny twórcy idą w tracing postaci, bo w paru miejscach Luke wygląda dosyć nienaturalnie na tle czegokolwiek. A poza tym, przyjemne widoki i sceny. Chociaż pod koniec widać oszczędność wszystkiego.

Akcja na Bespinie była przyjemna, chociaż spodziewałem się, że Rebelia dłużej tam zagości. A tak dostajemy Luke'a wyruszającego na poszukiwanie przeznaczenia. Zawsze coś.

Ogólna ocena: 6/10
Fabuła: 7/10
Rysunki: 6/10
Postacie: 6/10

Szczegóły:
Tytuł: Star Wars #4
Autor: Charles Soule
Rysunki: Jesús Saiz
Wydawnictwo: Marvel Comics
Data premiery: 18 marca 2020
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka
Cena: 3,99$ / 15,99 PLN

Gdzie kupić:
ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią na temat wpisu!

Niech Moc będzie z Tobą!